Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/279

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic nie szkodzi, kolego — zachęcał go Szwejk, przysuwając pełny kufel przed smutnego żołnierza. — Pij, bracie, zdrowo.
Tamten zrozumiał, napił się, podziękował — Kőszenen szépan — i dalej przeglądał zawartość swej portmonetki. Wzdychał ciężko. Szwejk zrozumiał że ten Węgier chętnie zafundowałby sobie piwa, ale nie ma pieniędzy, więc kazał mu piwa podać. Węgier podziękował i zaczął opowiadać Szwejkowi o czymś smutnym przy pomocy gestów. Wskazywał swoją przestrzeloną rękę i mówił językiem międzynarodowym: — Pif, paf, puf!
Szwejk ze współczuciem kiwał głową, a chuderlawy rekonwalescent, opuszczając lewicę na pół metra od ziemi, a potem podnosząc trzy palce do góry, powiadamiał Szwejka, że ma troje dzieci.
Nincz ham, nincz ham — mówił dalej, pragnąc powiedzieć, że w domu nie mają co jeść. Brudnym rękawem swego płaszcza wojskowego ocierał oczy, z których trysnęły łzy. Rękaw był rozszarpany przez kulę, która zraniła chuderlawego człeczynę za króla węgierskiego.
Nic dziwnego, że przy takiej rozmowie nie pozostało Szwejkowi prawie nic z pięciu koron, otrzymanych od szlachetnego dobroczyńcy, i że coraz bardziej oddalał się od Czeskich Budziejowic, w miarę, jak siebie i węgierskiego rekonwalescenta fetował coraz nowymi kuflami piwa.
Przez stację znowuż przejechał pociąg odchodzący do Budziejowic, a Szwejk ciągle jeszcze siedział przy stole i słuchał, jak Węgier opowiada swoje: — Pif, paf, puf! Három gyermek, nincz ham, eljén!
Tego ostatniego wyrazu używał, trącając się ze Szwejkiem.
— Pij, chudzino węgierska — odpowiadał Szwejk. — Chlaj! U was to by naszego tak nie częstowali...
Przy sąsiednim stole jakiś żołnierz opowiadał, że kiedy je-