Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/280

Ta strona została uwierzytelniona.

go dwudziesty ósmy pułk zajechał do Szegedynu, to Węgrzy pokazywali sobie ich palcami i podnosili ręce do góry.
Węgrzy mówili, oczywiście, świętą prawdę, ale opowiadający żołnierz czuł się tym najwidoczniej dotknięty, aczkolwiek śród żołnierzy czeskich było to zjawiskiem bardzo powszednim, a wreszcie zaczęli naśladować ich i Węgrzy, gdy im się naprzykrzyły bijatyki w interesie króla węgierskiego.
Potem ten opowiadający żołnierz przysiadł się do Szwejka i mówił o tym, jak żwawo zabrali się w Szegedynie do Węgrów, jak ich sprali i powyrzucali z kilku szynków. Ale z uznaniem podniósł fakt, że Węgrzy też się bić umieją i że jeden z nich tak krzepko dziobnął go nożem w plecy, że trzeba było wysłać go za front na kurację.
Ale teraz, gdy wróci do pułku, to kapitan każe go niezawodnie wsadzić do paki za to, że już nie starczyło czasu, żeby temu Węgrowi też zrobić dziurę, i w ten sposób uratować honor pułku.
Ire Dokumenten, wasi tokument? — odezwał się do Szwejka bardzo uprzejmie dowódca kontroli wojskowej, sierżant prowadzący czterech żołnierzy z bagnetami na karabinach. — Ja fidzieć, jak siedzi, nie jechać, tylko pić, furt pić. Bursz.
— Dokument? Nie mam, kochanie — odpowiedział Szwejk. — Pan oberlejtnant Lukasz, regiment numer dziewięćdziesiąty pierwszy, zabrał wszystkie dokumenty z sobą, a ja zostałem tu na dworcu.
Was ist das Wort: kochanie? — zwrócił się sierżant do jednego ze swoich żołnierzy, starego landwerzysty, który jak się zdaje, nie bardzo wiernie służył swemu przełożonemu, bo spokojnie odpowiedział:
Kochanie, das ist wie: Herr Feldwebel.
Sierżant prowadził dalej rozmowę ze Szwejkiem:
Tokument kaszty solnierz, pes tokument zamikacz na Banhofs-Militärkomman-