Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/283

Ta strona została uwierzytelniona.

kończyli to byłby też dostał wielki srebrny medal za męstwo. Kiedy szrapnel oderwał mu głowę, to głowa ta tocząc się niby kula, krzyczała: — Niechaj wszyscy żołnierze zawsze myślą o tym, że naprzód obowiązek, a przyjemność potem!
— Napiszą też psiekrwie różnych głupstw w tych gazetach — rzekł jeden szeregowiec — ale gdyby wysłać takiego redaktora na godzinę na front, to zbaranieje do cna.
Landwerzysta splunął.
— U nas w Czaslawiu był jakiś redaktor z Wiednia, Niemiec. Służył jako chorąży. Do nas ani słowem nie chciał się odezwać po czesku, ale kiedy go przydzielili do marszkompanii, w której byli sami Czesi, od razu nauczył się po czesku.
We drzwiach ukazał się sierżant, zły jak wszyscy diabli, i krzyczał:
Wenn man być drei Minuten weg, da hőrt man nichts, ais ceski, ceski...
Wychodząc z kancelarii, zapewne do restauracji, rzekł do kaprala landwerzysty, wskazując na Szwejka, żeby tego wszawego łotra zaprowadził natychmiast do porucznika, jak tylko porucznik przyjdzie.
— Pan lejtnant romansuje sobie znowuż z telegrafistką na stcji — rzekł kapral po wyjściu sierżanta. — Łazi za nią już dwa tygodnie i jest zawsze wściekły, ile razy wraca z urzędu telegraficznego. Ciągle powtarza jedno: — Das ist aber eine Hure, sie will nicht mit mir schlafen.
I tym razem był w takim wściekłym usposobieniu, ponieważ w chwilę po jego powrocie słychać było, że jakimiś księgami wali w stół.
— Trudna rada, bracie, musisz iść do niego — rzekł ze współczuciem kapral do Szwejka. — Przez jego ręce przeszło już bardzo wielu ludzi, młodych i starych.
Prowadził Szwejka do kancelarii, gdzie za stołem zawalonym papierami siedział młody porucznik, rozzłoszczony jak furiat.