Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/285

Ta strona została uwierzytelniona.

pułku piechoty, mieliśmy pecha. Najprzód zginął nam jeden kufer, potem znowu — będę mówił wszystko po kolei, — jakiś pan generał-major, całkiem łysy...
Himmelherrgott! — westchnął porucznik.
— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że trzeba, żeby ze mnie wszystko zlazło, jak z psa liniejącego, żeby sytuacja była całkiem przejrzysta. To samo mówił zawsze niejaki Petrlik, szewc, gdy zabierał się do sprania swego chłopaka i kazał mu zdjąć spodnie.
I podczas gdy porucznik sapał ze złości, Szwejk mówił dalej.
— Jakoś tak się stało, że nie podobałem się temu łysemu panu generałowi i pan Lukasz, którego jestem burszem, kazał mi wyjść na korytarz. Na korytarzu zostałem następnie oskarżony, że zrobiłem to, co już panu mówiłem. Zanim ta sprawa została załatwiona, zostałem na peronie sam. Pociąg odjechał, pan oberlejtnant z kuframi i ze wszystkimi dowodami moimi i swoimi też odjechał, a ja sterczałem na peronie jak ta sierota bez dokumentów.
Szwejk spojrzał na porucznika tak wzruszająco i tkliwie, iż stawało się dla każdego całkiem jasne, że jest najświętszą prawdą to wszystko, co się słyszy z ust draba, wywierającego wrażenie idioty od urodzenia.
Porucznik wymienił Szwejkowi wszystkie pociągi, jakie po kurierze odeszły do Budziejowic, i zapytał go, dlaczego nie skorzystał z tych pociągów.
— Posłusznie melduję, panie lejtnant — odpowiedział Szwejk z poczciwym uśmiechem — że podczas gdy czekałem na pociąg, spotkała mnie ta przygoda, że siedziałem przy stole i piłem jeden kufel piwa za drugim.
— Takiego bałwana jeszcze nie widziałem — pomyślał porucznik. — Przyznaje się do wszystkiego. Ile ich tu miałem, takich jak on, każdy się wypierał, a ten jak najspokojniej po-