Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/300

Ta strona została uwierzytelniona.

Było to czymś więcej niż słowo Galileusza: Epur si muove — ponieważ tamten rzucił te słowa niezawodnie z wyrazem podrażnienia.
— Wie pan co? — mówił wachmistrz z niezmienną uprzejmością. — Ja to panu wyperswaduję, a pan sam dojdzie do przekonania, że wszelkie zapieranie się utrudnia wyznanie.
— Ma pan zupełną rację — rzekł Szwejk — że każde zapieranie się utrudnia wyznanie i na odwrót.
— No, widzi pan, że jesteśmy jednego zdania w tej kwestii. Proszę mi powiedzieć całkiem rzetelnie, skąd pan wyszedł, wybierając się do tych swoich Budziejowic. Mówię umyślnie „swoich“, ponieważ muszą być jakieś inne Budziejowice, leżące na północ od Putimia, ale dotychczas nie ma ich na mapie.
— Wyszedłem z Taboru.
— A co pan robił w Taborze?
— Czekałem na pociąg, odchodzący do Budziejowic.
— A dlaczego nie pojechał pan do Budziejowic koleją?
— Bo nie miałem pieniędzy na bilet.
— A dlaczego panu, jako żołnierzowi, nie dali bezpłatnego biletu wojskowego?
— Ponieważ przy sobie nie miałem żadnych dokumentów.
— Otóż to — zatriumfował wachmistrz żandarmski, zwracając się do jednego z żandarmów. — Nie jest taki głupi, jak udaje, i zaczyna się bardzo ładnie plątać.
Wachmistrz zaczął na nowo, jak gdyby nie dosłyszał ostatniej odpowiedzi o dokumentach.
— Wyszedł pan więc z Taboru. I dokąd pan szedł?
— Do Czeskich Budziejowic.
Twarz wachmistrza nabrała wyrazu nieco surowszego, a oczy jego zwróciły się ku mapie.
— Czy może nam pan pokazać na mapie, którędy szedł pan do Budziejowic?
— Wszystkich tych miejsc nie pamiętam, wiem tylko to jedno, że tutaj w Putimiu już raz byłem.