Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/301

Ta strona została uwierzytelniona.

Cały personel żandarmskiego posterunku spojrzał po sobie badawczo, a wachmistrz mówił dalej:
— A więc w Taborze był pan na dworcu. Czy ma pan coś przy sobie? Proszę wszystko wyjąć.
Szwejk został bardzo dokładnie zrewidowany, ale nic u niego nie znaleziono, prócz fajki i zapałek.
— Niech no pan powie — zapytał wachmistrz — dlaczego też nie ma pan przy sobie nic, ale to nic?
— Bo ja niczego nie potrzebuję.
— Ech, mój Boże — westchnął wachmistrz — ciężka sprawa z panem! Powiada pan, że w Putimiu był pan już raz. Co pan tu robił?
— Przechodziłem koło Putimia idąc do Budziejowic.
— Teraz sam pan widzi, jak pan się plącze. Według słów pańskich szedł pan do Budziejowic, ale już pan chyba jest przekonany, że idzie pan z Budziejowic.
— Musiałem widać zrobić takie koło.
Wachmistrz znów wymienił z całym personelem wymowne spojrzenie.
— Te pańskie koła wyglądają na to, że pan się tu włóczy po okolicy. Czy długo pan siedział w Taborze na dworcu?
— Aż do odejścia ostatniego pociągu do Budziejowic.
— I cóż pan tam robił?
— Rozmawiałem z żołnierzami.
Nowe, wielce wymowne spojrzenie wachmistrza na personel.
— O czym też pan na ten przykład rozmawiał z żołnierzami i o co pan ich wypytywał?
— Pytałem się ich, z jakiego są pułku i dokąd jadą.
— Doskonale. A czy nie pytał pan ich, na przykład, ilu szeregowców ma taki pułk i na jakie części się dzieli?
— O to się nie pytałem, ponieważ już dawno znam to na pamięć.