Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/309

Ta strona została uwierzytelniona.

i odstawię do Pisku. A teraz, Pepiku, skocz no! Pepik podskoczył, wachmistrz dał mu dwie dziesiątki i zadowolony z siebie napisał raport do okręgowego dowództwa żandarmerii, że już znalazł informatora.
Nazajutrz do wachmistrza przyszedł ksiądz proboszcz i donosił mu w głębokim sekrecie, że dzisiaj rano spotkał pastucha gminnego, Pepika skocz no, a Pepik mu opowiadał:
— Panie pjoboscu, a pan wachmajstel wciolaj mówił, że pan cisiaś jeśt bydle i że wojny nie wyglamy. Beee hop!
Po dłuższym rozstrząsaniu sprawy i po rozmowie z księdzem proboszczem kazał wachmistrz żandarmerii, Flanderka, zaaresztować pastucha gminnego, który następnie przez sąd wojenny na Hradczanach skazany został na dwadzieścia lat więzienia za knowania antypaństwowe, za podburzanie do nieposłuszeństwa władzom, za obrazę najjaśniejszego pana i za kilka innych zbrodni i przestępstw.
Pepik skocz no zachowywał się wobec sądu, jak na pastwisku albo śród sąsiadów. Na wszystkie pytania pobekiwał jak koza, a po ogłoszeniu wyroku podskoczył i wrzasnął: Beee hop! — Za to został ukarany dyscyplinarnie twardym łożem w osobnej celi i trzema postami.
Odtąd wachmistrz żandarmerii nie miał informatora i musiał zadowolnić się tym, że sobie takiego informatora wymyślił i podawszy nazwisko fikcyjne powiększył dochód swój o pięćdziesiąt koron miesięcznie, które przepijał w gospodzie „Na kocurku“. Pijąc dziesiąty kufel dostawał ataku sumienności, piwo przestawało mu smakować, a sąsiedzi zwracali się do niego zawsze z tym samym zdaniem:
— Pan wachmistrz jest dzisiaj taki jakiś smutny, jakby nieswój.
Przy tych słowach wachmistrz udawał się do domu, a po jego odejściu zawsze ktoś mawiał:
— Nasi widać znowuż dostali w Serbii po dupie, bo wachmajster zaniemówił.