Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/319

Ta strona została uwierzytelniona.

kieszeni, i dlatego toczy wojnę, choćby był takim dziadygą, jak nasz stary Prochazka, którego nie mogą wypuszczać z klozetu, żeby nie zapaskudził całego Schönbrunnu.
— Takie rzeczy mówiłem?
— Tak jest, panie wachmistrzu, takie rzeczy pan wygadywał, zanim wyszedł pan na dwór rzygać, i jeszcze pan wołał: — Wsadźcie mi, babo, palec w gardziel!
— Pan się też niezgorzej wyrażał — przerwał mu wachmistrz. — Skąd panu się na przykład ubrdało, że Mikołaj Mikołajewicz będzie królem czeskim?
— Tego nie pamiętam — nieśmiało odpowiedział frajter.
— Jeszczeby też! Jak pan ma pamiętać, kiedy był pan pijany jak bela, miał pan malutkie świńskie oczka, a jak wypadło wyjść na dwór, to zamiast do drzwi, właził pan na piec.
Obaj zamilkli i zamyślili się. Długie milczenie przerwał wachmistrz:
— Zawsze panu mówiłem, że alkohol, to zguba. Nie służy panu wódka, a pan pije. Co by to było, gdyby nam ten nasz był zwiał? Jak bylibyśmy się tłumaczyli? Boże mój, jak mi we łbie trzeszczy!
— Powiadam panu, panie frajter — mówił dalej wachmistrz — iż właśnie dlatego, że nie uciekł, sprawa jest całkiem jasna. Musi to być jakiś niesłychanie wyrafinowany człowiek. Jak go będą badali w wyższych instancjach, to powie, że przez całą noc drzwi były otwarte i że byliśmy pijani, więc mógł uciec, gdyby się czuł winnym. Całe szczęście, że takiemu człowiekowi nie wierzą, a jeszcze jak my pod służbową przysięgą powiemy, że to zmyślenie i zuchwałe kłamstwo ze strony tego człowieka, to mu święty Boże nie pomoże i będzie miał o jeden paragraf na karku więcej. Chociaż przy takiej sprawie podobne szczegóły są bez znaczenia. — Żeby mnie tylko ta głowa tak nie bolała...
Przez chwilę było cicho, po czym znów odezwał się wachmistrz: