Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/320

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech pan zawoła naszą babę.
— Słuchajcie no, babo — rzekł wachmistrz do Pajzlerki, spoglądając jej surowo w oczy. — Proszę się wystarać o krucyfiks z postumentem i przynieść go tu.
Na pytające spojrzenie Pajzlerki, ryknął wachmistrz:
— Ruszać mi zaraz i nie gapić się!
Z szuflady wyjął wachmistrz dwie świece, na których były ślady laku od pieczętowania urzędowych papierów, a gdy Pajzlerka przykusztykała wreszcie, ustawił krzyż między dwiema świecami na skraju stołu, zapalił świece i rzekł z wielką powagą:
— Siadajcie, babo.
Wystraszona Pajzlerka usiadła na kanapie i wytrzeszczała oczy na wachmistrza, świece i krucyfiks. Ogarnęło ją przerażenie. Widać było, że jej ręce, złożone na fartuchu, trzęsą się razem z kolanami.
Wachmistrz z powagą przeszedł koło niej raz i drugi, po czym rzekł uroczyście:
— Wczoraj wieczorem byliście świadkiem wielkiego wydarzenia, moja babo. Być może, że wasz głupi rozum tego pojąć nie zdoła. Ten żołnierz, to wywiadowca, szpieg. Rozumiecie?
— Jezus, Maria! — krzyknęła Pajzlerka. — O, Najświętsza Panienko Skoczycka!
— Cicho, babo! Żeby z niego wyciągnąć jego sekrety, musieliśmy gadać z nim tak i owak. Słyszeliście przecie, jak dziwnie tu rozmawialiśmy, tak czy nie?
— Słyszeć słyszałam — odezwała się Pajzlerka drżącym głosem.
— Ale całe to gadanie, moja babo, było tylko na to, żeby nam zaufał i żeby się przed nami wygadał. No i udało nam się. Wyśpiewał wszystko. Capnęliśmy ptaszka.
Wachmistrz przerwał sobie na chwilę gadanie, oczyścił