Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/321

Ta strona została uwierzytelniona.

knoty świec, a potem mówił z wielką powagą dalej, nie przestając surowo spoglądać na Pajzlerkę:
— Byliście tutaj, moja babo, i jesteście wtajemniczona w całą sprawę. Jest to tajemnica urzędowa. O tym nie wolno wam ani pisnąć. Nawet na łożu śmiertelnym trzeba trzymać język za zębami, bo was nie pochowają na cmentarzu.
— Jezus, Maria, Józef! — biadała Pajzlerka. — Po com ja tu, nieszczęśliwa, wlazła!
— Nie ryczcie, babo, wstańcie, przystąpcie do krzyża, podnieście dwa palce prawicy i mówcie za mną.
Pajzlerka, zataczając się jak pijana, podeszła do stołu, nie przestając biadać:
— Przenajświętsza Panienko Skoczycka, że też ja tu wlazłam!
Z krzyża spoglądała na nią umęczona twarz Chrystusa, świeczki kopciły, a wszystko to wydawało się Pajzlerce czymś upiornie nieziemskim. Tonęła w jakichś straszliwych mrokach grozy, kolana się pod nią uginały, ręce się trzęsły.
Podniosła dwa palce, a wachmistrz żandarmerii uroczyście i z naciskiem podpowiadał jej:
— Przysięgam Bogu wszechmogącemu i wam, panie wachmistrzu, że o tym, co tutaj słyszałam i widziałam, nie powiem nikomu ani słowa do samej śmierci swojej, choćbym nawet była pytana. Tak mi dopomóż Bóg.
— Ucałujcie jeszcze krzyż, babo — rozkazywał wachmistrz, gdy Pajzlerka, okrutnie szlochając, przysięgła i przeżegnała się pobożnie.
— Dobrze, a teraz odnieście krucyfiks temu, kto wam go pożyczył, i powiedzcie, że potrzebowałem go do badania.
Zgnębiona Pajzlerka na paluszkach wyszła z krucyfiksem, a przez okno widać było, że bezustannie ogląda się w stronę posterunku, jakby się chciała przekonać, że to, co się właśnie zdarzyło, nie było snem, ale najstraszliwszą rzeczywistością jej żywota.