Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/325

Ta strona została uwierzytelniona.

pan nikomu, że pana prowadzę do Pisku. To tajemnica państwowa.
Przed oczyma frajtra zatańczyła instrukcja władz centralnych, dotycząca ludzi podejrzanych i osobliwych oraz obowiązków każdego posterunku żandarmerii: — Wyłączyć takowych z obcowania z ludnością miejscową i pilnie przestrzegać, aby przy transportowaniu ich do wyższych instancyj nie było okazji do niepotrzebnej gadaniny w okolicy.
— Nikt nie powinien wiedzieć, co pan za jeden — mówił dalej frajter. — Coś pan zrobił, toś pan zrobił, to nasza sprawa. Nie trzeba szerzyć paniki.
— W takich czasach wojennych panika jest rzeczą bardzo złą — mówił dalej. — Powie się słówko i już po całej okolicy niepokój i wzburzenie. Rozumie pan?
— No to nie będę szerzył paniki — rzekł Szwejk i zgodnie z tym zapewnieniem postępował, bo gdy szynkarz się z nim rozgadał, on powtarzał z naciskiem: — A mój brat powiada, że za godzinę będziemy w Pisku.
— To niby brat pański ma urlop? — zapytał ciekawy szynkarz pana frajtra, który bez drgnienia powiek zuchwale odpowiedział:
— Dziś mu się kończy.
— Nabraliśmy faceta — rzekł z uśmiechem do Szwejka, gdy szynkarz oddalił się na chwilę. — Broń Boże, szerzyć panikę. Czasy mamy wojenne.
Wchodząc do zajazdu, wyraził się frajter, że nie zaszkodziłoby wypić jednego, ale co do liczby okazał się kiepskim rachmistrzem. Gdy wypił dwunastego, oświadczył z wielką stanowczością, że dowódca okręgowego posterunku żandarmerii jest na obiedzie, że więc nie trzeba się śpieszyć, prócz tego zaczyna się zadymka. Gdy się do Pisku zajdzie na czwartą to czasu będzie aż nadto. Do szóstej sprawę załatwią. Pomaszerują po ciemku, bo pogoda dzisiejsza marna. W ogóle wszyst-