Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/341

Ta strona została uwierzytelniona.

Ładnych grandziarzy podobierałeś sobie, cesarzu, na swoje usługi! Onegdaj dałem mu pięć koron, żeby mi kupił papierosów, a on, podlec, powiada mi dzisiaj rano, że palić tu nie wolno, że miałby z tego powodu przykrości i że tych pięć koron odda mi, jak tylko dostanie żołd. Tak to, przyjacielu. Dzisiaj nie wierzę nikomu. Najszczytniejsze zasady zachwiały się. Okradać więźniów, co za ohyda! I jeszcze do tego wszystkiego ten drab śpiewa przez cały dzień:

Wo man singt, da leg dich sicher nieder,
Böse Leute haben keine Lieder.

Nikczemnik, łobuz, łotr, zdrajca!
Jednoroczny ochotnik zapytał z kolei o winę Szwejka.
— Szukanie regimentu? — rzekł. — Ładny kawał drogi! Tabor, Milewsko Kwietow, Wraż, Malczyn, Czyżowa, Sedlec, Horażdiowice, Radomyśl, Putim, Pisek, Budziejowice. Ciernista droga. I macie z tego jutro regimentsraport? A więc na szafocie się spotkamy, miły bracie. Jakąż to uciechę musi mieć z tego wszystkiego nasz oberst Schröder. Nie macie pojęcia, jak działają na niego wszystkie afery pułkowe. Biega po dziedzińcu jak wściekły brytan i wywiesza jęzor jak zgoniona kobyła.
A jak on umie gadać, napominać! Przy takiej sposobności pluje dokoła siebie jak uśliniony wielbłąd. I nie ma końca temu gadaniu, chociaż zdaje się, że za chwilę muszą się zwalić całe koszary Mariańskie. Znam go dobrze, bo już raz miałem taki miły regimentsraport. Stawiłem się do wojska w butach z cholewami, a na głowie miałem cylinder, ponieważ zaś krawiec nie uszył mi uniformu na czas, więc razem ze szkołą jednorocznych ochotników poszedłem na plac ćwiczeń w butach z cholewami i w cylindrze, stanąłem w szeregu i maszerowałem razem ze wszystkimi na lewym skrzydle. Oberst Schröder podjechał do mnie na koniu i mało co mnie nie przewrócił. — Donnerwetter! — wrzasnął tak głośno, że go chyba dosłyszeli aż na Szumawie. — Was machen