Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/351

Ta strona została uwierzytelniona.

ryzont, górom wspinającym się ku niebu i wsłuchiwać się w huk wodospadów w lasach i w śpiew ptasząt.
— Dość jest — mówił ów zastępca kadeta, Zitko — zamyślić się nad tym wszystkim, a wtedy widać jasno, czym jest każdy kapitan w porównaniu ze wspaniałością przyrody. Jest to takie samo zero, jak każdy zastępca kadeta.
Ponieważ wszyscy wojskowi panowie byli wtedy wstawieni jak się patrzy, więc kapitan Wenzl chciał nieszczęśliwego filozofa zbić jak konia. Nie zbił go jednak, ale zapamiętał sobie jego wykład filozoficzny i szykanował go, gdzie tylko mógł i jak mógł, a to tym bardziej, że sentencja zastępcy kadeta stała się przysłowiem.
— Czym jest kapitan Wenzl wobec wspaniałości przyrody? — Te słowa powtarzano sobie po całej Kutnej Horze.
— Ja tego łobuza doprowadzę do samobójstwa — mawiał kapitan Wenzl, ale Zitko wystąpił z wojska i w dalszym ciągu studiował filozofię. Od tego czasu wściekłość kapitana Wenzla zwracała się przeciwko młodym oficerom. Nawet porucznik nie jest zabezpieczony przed jego szykanami. O kadetach i chorążych nawet mówić nie warto.
— Wygniotę ich jak pluskwy! — mówi kapitan Wenzl i biada temu chorążemu, który za jakieś drobne wykroczenie pociągałby żołnierza do batalionsraportu. Dla kapitana Wenzla miarodajne jest tylko wielkie i straszliwe wykroczenie, jak na przykład, gdy żołnierz zaśnie na warcie przy prochowni albo dopuści się jeszcze czegoś okropniejszego, to jest, gdy przełazi przez mur koszar Mariańskich i zaśnie na murze u góry, pozwoli się złapać landwerzystom lub artylerzystom patrolującym w nocy, jednym słowem, gdy dopuści się czegoś takiego, co jest hańbą dla całego pułku.
— Na miłość boską! — wrzeszczał pewnego razu na żołnierza, przechodząc przez korytarz — więc już po raz trzeci złapał go patrol landwerzystów. Zaraz mi tego drania załadujcie do paki, trzeba go przepędzić z pułku. Niech sobie idzie