Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/357

Ta strona została uwierzytelniona.

Podczas gdy jednoroczny ochotnik poddawał życie pułku miażdżącej krytyce, pułkownik Schröder siedział w hotelu w towarzystwie oficerów i słuchał opowieści nadporucznika Kretschmanna, który wrócił z Serbii z chorą nogą (pobodła go krowa). Nadporucznik opowiadał, jak razem z całym sztabem przyglądał się atakowi na pozycje serbskie:
— Tak jest, wybiegli z rowów strzeleckich. Na całej długości dwóch kilometrów przełażą przez przeszkody z drutów kolczastych i rzucają się na nieprzyjaciela. Ręczne granaty za pasem, maski, pod pachą karabiny gotowe do strzału, do ataku. Kule gwiżdżą. Pada jeden żołnierz w chwili wyłażenia z rowu strzeleckiego, drugi pada na szańcu, trzeci pada nieco dalej, ale ich towarzysze pędzą naprzód i krzyczą: Hura! Dym i kurz dokoła. A nieprzyjaciel strzela ze wszystkich stron, z rowów, z lejów od granatów i wali do nas z karabinów maszynowych. Znowuż padają żołnierze. Gromadka ludzi rzuca się na nieprzyjacielski karabin maszynowy. Padają wszyscy. Ale towarzysze pędzą naprzód. Hurrra! Pada oficer... Nie słychać już karabinów piechoty. Szykuje się coś okropnego. Znowuż pada cały jeden pluton. Słychać nieprzyjacielskie karabiny maszynowe: ratatatata... Pada... Ja... przepraszam panów, ja... dalej mówić nie mogę, bo jestem pijany...
I oficer z bolącą nogą zamilka, kiwa się na krześle i tępo spogląda przed siebie. Pułkownik Schröder uśmiecha się łaskawie i przysłuchuje się, jak kapitan Spira, siedzący w pobliżu, grzmoci pięścią w stół, jakby się chciał kłócić, i powtarza coś, co jest bez znaczenia i czego w żaden sposób nie można zrozumieć. Nikt nie wie, o co temu człowiekowi chodzi i co znaczą jego słowa:
— Proszę dobrze uważać. Mamy pod bronią austriackich ułanów landwery, austriackich landwerzystów, bośniackich strzelców, austriackich strzelców, austriacką piechotę, węgierską piechotę, tyrolskich strzelców cesarskich, bośniacką piechotę, węgierskich honwedów pieszych, węgierskich huzarów,