Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/363

Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo uważnie. Szwejk w tej chwili reprezentował siebie swoją okrągłą uśmiechniętą twarzą, ozdobioną po bokach parą wielkich uszu, sterczących zawadiacko spod wtłoczonej na głowę czapki. Całość wywierała wrażenie bezwzględnego spokoju i nieświadomości jakiejkolwiek winy. Jego oczy pytały:
„Czy zrobiłem coś złego, proszę pana? Czy dopuściłem się czegoś niestosownego?“
Rezultat swej obserwacji zgarnął pułkownik w jedno pytanie, z którym zwrócił się do sierżanta kancelarii:
— Idiota?
— Posłusznie melduję, panie oberst, idiota — odpowiedział za sierżanta Szwejk.
Pułkownik Schröder skinął na adiutanta i odszedł z nim na stronę. Potem zawołał sierżanta i zabrał się do przeglądania papierów Szwejka.
— Aha — rzekł pułkownik Schröder — to jest ten okrzyczany służący nadporucznika Lukasza, który według jego raportu zginął w Taborze. Jestem zdania, że panowie oficerowie sami powinni wychowywać sobie swoich pucybutów. Gdy pan nadporucznik wybrał już sobie takiego notorycznego idiotę, to niech się nim kłopocze sam. Ma dosyć czasu, skoro nie bywa między nami. Bo i pan nie widuje go przecie w naszym towarzystwie, panie kapitanie? A więc. Ma dosyć czasu i może sobie swego służącego wychowywać na człowieka.
Pułkownik Schröder podszedł do Szwejka i patrząc w jego poczciwą, zacną twarz rzekł do niego:
— Trzy dni verschärft, wy bydlę idiotyczne, a po odbyciu kary zameldujecie się nadporucznikowi Lukaszowi.
Szwejk spotkał się więc ponownie z jednorocznym ochotnikiem Markiem w więzieniu pułkowym. Nadporucznik Lukasz nie wybuchnął radością, gdy pułkownik kazał go wezwać do siebie i rzekł do niego:
— Panie nadporuczniku, przed tygodniem mniej więcej, po przybyciu do pułku złożył mi pan podanie o przydzielenie