Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/370

Ta strona została uwierzytelniona.

żołnierze zostaną następnie powpychani do wagonów bydlęcych, a Szwejk z jednorocznym ochotnikiem pojadą sobie wygodnie wagonem aresztanckim, który bywa przyczepiany tuż za wagonami sztabowymi. W takim wagonie aresztanckim miejsca jest aż nadto.
Szwejk nie mógł się wstrzymać, aby nie krzyknąć do publiczności: — Na zdar! — i nie zamachać czapką. Podziałało to tak zaraźliwie na wszystkich, że cały tłum powtarzał głośno jego wołanie, słowa Na zdar!“ biegły coraz dalej i grzmiały przed dworcem, a z ust do ust leciało zapewnienie: — Już idą!
Kapral z eskorty czuł się wprost nieszczęśliwy i wrzasnął na Szwejka, aby zamknął gębę. Ale okrzyk leciał dalej jak wichura. Żandarmi spychali tłum na chodniki, aby zrobić drogę dla eskorty, lecz tłum wołał dalej: — Na zdar! — wymachując czapkami i kapeluszami.
Była to manifestacja jak się patrzy. W hotelu naprzeciwko dworca stały w oknach jakieś dwie panie, powiewały chusteczkami i wołały: — Heil! — Oba okrzyki: Na zdar! i Heil! mieszały się z sobą coraz bardziej, ale gdy jakiś entuzjasta skorzystał ze sposobności, aby zawołać: — Nieder mit den Serben! — ktoś podstawił mu zgrabnie nogę, a publiczność podeptała go zdrowo w sztucznym zamieszaniu.
Niby iskra elektryczna z ust do ust leciała wieść: — Już idą.
Ale na razie szedł tylko Szwejk, przesyłający publiczności dłonią całusy na lewo i na prawo, oraz jednoroczny ochotnik, salutujący z wielką powagą.
Weszli na dworzec i skierowali się ku przeznaczonemu pociągowi wojskowemu i w tej właśnie chwili orkiestra artylerii zdezorientowana przez nieoczekiwaną manifestację, o mały figiel że nie zagrała hymnu państwowego. Na szczęście, bardzo w porę ukazał się starszy kapelan wojskowy, pater Lacina,