Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/371

Ta strona została uwierzytelniona.

z siódmej dywizji kawalerii i zaczął robić porządek, chociaż ubrany był po cywilnemu i miał na głowie sztywny, czarny kapelusz, melonik.
Historia jego jest bardzo prosta. Przyjechał wczoraj wieczorem do Budziejowic, on, postrach i pogromca wszystkich jadłodajni oficerskich, nigdy niesyty żarłok i smakosz, i jakby nigdy nic, przyplątał się na oficerski bankiet odjeżdżającego pułku. Jadł, pił za dziesięciu i w stanie mniej więcej nietrzeźwym szwendał się po kuchni oficerskiej restauracji, aby wycyganić od kucharzy jaki smaczny kąsek. Pożerał resztki sosów z knedlami, jak drapieżnik ogryzał kości i dobrał się wreszcie w kuchni do rumu, a gdy się go nażłopał więcej niż trzeba, poszedł na pożegnalny wieczorek, urządzany przez oficerów odjeżdżającego pułku, gdzie spił się jak bela. Miał w tej dziedzinie bardzo bogate doświadczenie, a w siódmej dywizji kawalerii oficerowie dopłacali za jego picie i jedzenie. Rano strzeliło mu do głowy, że musi robić porządek przy odjeździe pierwszych wagonów pułku, i dlatego szwendał się wzdłuż całego szpaleru publiczności, a na dworcu rządził i ględził tak natrętnie, że oficerowie kierujący transportem pułku zamknęli się przed nim w kancelarii zawiadowcy stacji.
Ukazał się znów przed dworcem i akurat w porę złapał za batutę kapelmistrza orkiestry strzelców kurkowych, który dawał właśnie znak do zagrania hymnu austriackiego.
Halt! — zawołał — Jeszcze nie, dopiero, jak dam znak. Teraz: spocznij! Ja za chwilę wrócę.
Poszedł na dworzec i ruszył za eskortą, którą zatrzymał energicznym: — Halt!
— Dokąd to? — surowo zapytał kaprala, który nie wiedział, co ma robić w nowej sytuacji.
Zamiast niego odpowiedział poczciwie i zacnie Szwejk:
— Do Brucku nas wiozą. Jeśli pan feldkurat raczy, to może pojechać razem z nami.