Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/373

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie dokończył słowa, zasnął i zaczął chrapać, a gdy przestawał chrapać, to pogwizdywał przez nos.
Kapral spoglądał na niego zdrętwiały ze strachu, podczas gdy szeregowcy z eskorty uśmiechali się pod wąsem, sadowiąc się na ławach jak najwygodniej.
— Pośpi sobie ładnych parę godzin — rzekł Szwejk po chwili — bo schlał się jak nieboskie stworzenie.
Kapral dawał Szwejkowi znaki, aby milczał, ale Szwejk go uspokajał:
— To wszystko jedno, czy się milczy, czy się mówi. Zmienić tego faktu nie można, bo pan oberfeldkurat spił się zdrowo. Ma rangę kapitana. Każdy z tych feldkuratów ma już taki talent wrodzony, że schla się przy każdej sposobności, jak nie przymierzając to nieme bydlątko. Byłem burszem feldkurata Katza, który też zdrowo umiał pić. To, co ten tutaj wyprawia, jest głupstwem w porównaniu z kawałami tamtego pana. Sprzedawało się na picie ładne rzeczy i byłoby się sprzedało jeszcze ładniejsze, gdyby się był kupiec trafił.
Szwejk podszedł do patra Laciny i wyraził się tonem eksperta:
— Będzie gnił aż do samego Brucku. — Co rzekłszy wrócił na swoje miejsce, odprowadzany spojrzeniem zrozpaczonego kaprala, który w bezradności swojej nie wiedział, co ma robić.
— Zameldować chyba, czy jak? — rzekł do siebie.
— O tym nie może być gadania — rzekł jednoroczny ochotnik — bo pan jest Eskortenkommandant. Panu nie wolno oddalać się od nas. A według przepisu nie ma pan też prawa wysłać z meldunkiem nikogo z eskorty, dopóki nie ma pan zastępcy dla takiego posłańca. Jak pan widzi, ten orzech, jaki ma pan do zgryzienia, jest twardy. Co zaś do sygnałów strzelaniem, żeby tu ktoś przyszedł, to jest rzeczą także niedopuszczalną. Bo nic się tu właściwie nie stało takiego osobliwego, żeby strzelać. Z drugiej znowuż strony istnieje przepis, że prócz aresztowanych i eskorty nikogo