Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/386

Ta strona została uwierzytelniona.

Ostatnie jego słowa, gdy odzyskał na chwilę świadomość, były następujące:
— Nie chodzi tu o moją osobę, ale o pomyślność ogółu. Na tej podstawie raczy pan przyjąć moje zdanie tak spokojnie, jak... — i czknął.
Jednoroczny ochotnik milczał przez chwilę, a potem rzekł z jadowitą ironią do kaprala:
— Chciałem tylko powiedzieć, że każdy człowiek może się znaleźć w ciężkiej sytuacji i dopuścić się błędu.
Na ogół kapral zrozumiał z tego wszystkiego tylko tyle, że jest człowiekiem błądzącym. Toteż odwrócił się ku oknu i okiem posępnym spoglądał na krajobraz.
Nieco żywsze zainteresowanie wzbudziła opowieść jednorocznego ochotnika w Szwejku. Szeregowcy z eskorty spoglądali po sobie głupawymi wytrzeszczonymi oczami.
Szwejk zaczął mówić:
— Na tym świecie nic się nie ukryje i wszystko się wyda. Jakeście wszyscy słyszeli, nawet taka idiotyczna sójka nie jest orzechówką. Rzecz to ogromnie interesująca, że w ogóle da się ktoś nabrać na takie kawały. Zmyślać sobie zwierzęta, to rzecz jeszcze trudniejsza. Był sobie przed laty w Pradze niejaki Mestek, który znalazł morską dziewicę, czyli syrenę, i pokazywał ją za pieniądze w lokalu przy ulicy Havlićka na Królewskich Winohradach, przez parawan. W parawanie była dziura i każdy mógł widzieć przez tę dziurę najzwyczajniejszą kanapę, a na niej tarzała się w półmroku jedna zwyczajna kobieta z Zyżkowa. Nogi miała omotane zieloną gazą, co miało przedstawiać ogon rybi, zaś włosy miała pomalowane na zielono, a na dłoniach miała płetwy z tekturek też na zielono pomalowane. Do krzyża przywiązali jej jakieś płetwy czy co. Młodzieży do lat szesnastu wstęp był zakazany, ale za to wszyscy, co już mieli lat szesnaście i pieniądze na bilet, bardzo byli zadowoleni, że ta morska dziewica ma bardzo szeroki zad, na którym był napis: Do widzenia! — Co do piersi, to