Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/387

Ta strona została uwierzytelniona.

inna sprawa, bo spływały jej na pępek, jak stara sforsowana guma. O godzinie siódmej wieczorem pan Mestek zamykał panoramę i mówił: — Dziewico morska, możesz iść do domu. — Więc ona się przebierała w inne ubranie, a o godzinie dziesiątej można było spotkać się z nią na ulicy Taborskiej i usłyszeć jej słowa, które powtarzała każdemu napotkanemu mężczyźnie: — Panie cacany, niech pan się pofatyguje ze mną. — Ponieważ nie miała książeczki w porządku, więc przy jakiejś tam okazji capnęli ją i pan Draszner z policji wsadzał ją do ula. Znikła morska dziewica i pan Mestek nie miał już nic do pokazywania za pieniądze.
Oberfeldkurat spadł tymczasem z ławki i spał dalej na podłodze. Kapral spoglądał nań przez chwilę zgłupiałymi oczami, a potem bez niczyjej pomocy dźwigał go i układał z powrotem na ławie. Widać było, że stracił wszelki autorytet.
— Mógł mi też ktoś pomóc chyba, czy nie? — rzekł cichym i zrezygnowanym głosem, ale szeregowcy eskorty spoglądali po sobie i ani jeden się nie ruszył.
— Niechby sobie gnił na podłodze — rzekł Szwejk. — Ja też miałem swego feldkurata i nie przeszkadzałem mu spać, gdy się czasem zawziął. Raz zostawiłem go na noc w wychodku, innym razem wdrapał się na komodę, sypiał czasem w nieckach i to jeszcze w obcym domu. W ogóle różnie różni sypiają.
Kapral stał się raptem bardzo energicznym i zdecydowanym. Chciał pokazać, że on rządzi w wagonie i dlatego rzekł szorstko:
— Zamknij pan gębę i nie ględź od rzeczy. Wszystkie pucybuty za dużo gadają. I wciskają się wszędzie, jak te pluskwy.
— Ma się wiedzieć, że pucybut, to pucybut, ale kapral, to bożek, panie kapralu — odpowiedział Szwejk, zachowując równowagę ducha niby filozof, który po całym świecie chce zaprowadzić spokój i puszcza się przy tym na bardzo ryzy-