Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/391

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam pana kaprala, czy nie portretował pana rzeźbiarz Stursa?
Kapral spojrzał na jednorocznego ochotnika ze smutkiem i odpowiedział:
— Nie portretował.
Jednoroczny ochotnik zamilkł i wyciągnął się na ławce.
Szeregowcy eskorty grali w karty ze Szwejkiem, zrozpaczony kapral kibicował i nawet pozwolił sobie zaznaczyć, że Szwejk popełnił błąd, wychodząc w asa winnego. Nie należało triumfować i zatrzymać siódemkę na ostatni sztych.
— Dawniej to po szynkach bywały takie ładne napisy przeciw kibicom — mówił Szwejk. — Zapamiętałem sobie taki jeden napis. — Stul, kibicu, paszczę, bo ci w nią naszczę.
Pociąg wojskowy wjeżdżał na stację, na której inspekcja wojskowa przeglądała wagony. Ozwały się sygnały, pociąg stanął.
— Naturalnie — rzekł nieubłagany jednoroczny ochotnik, wymownie spoglądając na kaprala — inspekcja depcze nam po piętach...
Do wagonu istotnie wkroczyła inspekcja.
Dowódcą pociągu wojskowego był oficer rezerwy doktór Mráz, wyznaczony przez sztab do czynności inspekcyjnych.
Do takich głupich czynności wyznaczano zawsze oficerów rezerwy. Doktór Mráz zgłupiał z tego wszystkiego. Ciągle nie mógł doliczyć się jednego wagonu, aczkolwiek był w cywilu profesorem matematyki w gimnazjum realnym. Prócz tego liczebny stan wojska meldowany na ostatniej stacji nie zgadzał się z liczbami podanymi po zawagonowaniu pułku na stacji w Budziejowicach. Wydawało mu się przy przeglądaniu papierów, że ma o dwie kuchnie polowe więcej, niż mieć powinien. Po krzyżach rozłaziły mu się jakieś dziwne dreszczyki, gdy stwierdził, że konie rozmnożyły mu się w drodze diabli wiedzą, jakim sposobem. Natomiast w żaden sposób nie mógł się doszukać dwóch kadetów, którzy gdzieś się zapodzieli.