Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/393

Ta strona została uwierzytelniona.

kurata, który obudził się przy tej sposobności, a widząc oficera, rzekł:
Eh, servus, Fredy, was gibts neues? Abendessen schon fertig?
Zamknął oczy i obróciwszy się ku ścianie, spał dalej.
Doktór Mráz spostrzegł od razu, że to ten sam żarłok, który od wczoraj grasował po kasynie oficerskim, osławiony wyżeracz wszystkich oficerskich jadłodajni i pieczeniarz. Na ten widok westchnął.
— Za to — rzekł do kaprala — pójdziecie do raportu.
I oddalał się już, gdy wtem zatrzymał go Szwejk.
— Posłusznie melduję, panie lejtnant, że ja już do aresztanckiego wagonu nie należę. Miałem być w areszcie tylko do pół do jedenastej, ponieważ dzisiaj kończy się moja kara. Skazany byłem na trzy dni, a teraz już mi się należy miejsce w wagonie bydlęcym. Już dawno po jedenastej, więc proszę pana lejtnanta, aby rozkazał mi wysiąść na tor albo przejść do wagonu bydlęcego, gdzie mam prawo przebywać, albo też abym został przekazany nadporucznikowi Lukaszowi.
— Jak się nazywacie? — zapytał doktór Mráz, zaglądając do swoich papierów.
— Szwejk Józef, melduję posłusznie, panie lejtnant.
— Mhm, to wy jesteście ten sławetny Szwejk — rzekł doktór Mráz. — Rzeczywiście, należało wam się przeniesienie do innego wagonu już o pół do jedenastej, ale pan nadporucznik Lukasz prosił mnie, abym was wypuścił dopiero w Brucku. Uważa, że tak będzie bezpieczniej, bo przynajmniej w drodze nic nie splatacie.
Po odejściu inspekcji maltretowany kapral nie mógł się powstrzymać od jadowitej uwagi:
— Widzicie więc, mój Szwejku, że zwracanie się do wyższej instancji na gówno się zdało. Gdybym był chciał, to byłbym wam obu narobił kramu.