Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/398

Ta strona została uwierzytelniona.

Następnie za to właśnie zamknięto go w ciemnej komórce na dwa dni bez jedzenia i bez picia, a gdy go zaprowadzili do sędziego śledczego, to powtórzył swoje głębokie przekonanie, że jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było. Może być, że z takim przekonaniem poszedł na szubienicę, bo przekazano go sądowi wojskowemu.
— Teraz podobno sporo wieszają i rozstrzeliwują — rzekł jeden z szeregowców eskorty. — Niedawno odczytali nam na placu ćwiczeń befel, że w Motolu rozstrzelali rezerwistę Kudrnę, ponieważ kapitan ciął szablą jego chłopczyka, którego trzymała na ręku jego żona, gdy się z mężem chciała w Beneszowie pożegnać. No i ten Kudrna się uniósł z tego powodu. A politycznych wsadzają do ula w rumel. A na Morawach rozstrzelali już też podobno jednego redaktora. Nasz pan kapitan mówi, że i na resztę przyjdzie kolej.
— Wszystko ma swoje granice — rzekł jednoroczny ochotnik dwuznacznie.
— Ma pan rację — odezwał się kapral. — Za dużo sobie taki redaktor jeden z drugim pozwala. Tylko ludzi buntują. Zaprzeszłego roku, gdy byłem frajtrem dopiero, to miałem pod sobą też jednego redaktora, który nie nazywał mnie inaczej, tylko zakałą armii, ale kiedym go uczył Gelenksübungów aż się pocił, to zawsze mawiał do mnie: — Proszę szanować we mnie człowieka. — No, pokazałem ja mu, jak się tego człowieka szanuje w kałużach i błocie, po komendzie: Padnij! Zaprowadziłem go przed kałużę i musiał jaśnie pan przewracać się w nią, aż woda bryzgała, jak na plaży. A po południu wszystko musiało być wyczyszczone do glancu, mundur musiał być czysty jak szkło. Czyścił, smyczył i stękał, robił nawet jakieś uwagi, a nazajutrz musiał się znowuż tarzać jak ta świnia w błocie, a ja stałem nad nim i mówiłem: — No i cóż, panie redaktorze, co jest więcej: zakała