Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/403

Ta strona została uwierzytelniona.

feldkurata Ottona Katza. Feldkuraty, to naród wesoły i poczciwy.
Oberfeldkurat dostał ostrego ataku demokratyzmu ze swego katzenjammeru po pijatyce wczorajszej, wyjął z kieszeni papierosa i podał go Szwejkowi:
— Masz, bracie, i kurz ile wlezie! A ty — zwrócił się do kaprala — masz podobno stawać do raportu z mojej przyczyny. Nie bój się, nic ci nie będzie, bo ja wszystko wytłumaczę.
— A ciebie — rzekł do Szwejka — zabiorę z sobą. Będzie ci u mnie jak w raju.
Dostał nowego napadu wielkoduszności i zaczął wszystkich zapewniać, że każdemu coś dobrego zrobi. Jednorocznemu ochotnikowi kupi czekolady, szeregowcom eskorty zafunduje araku, kaprala każe przenieść do oddziału fotograficznego przy sztabie siódmej dywizji kawalerii, wszystkich w ogóle pouwalnia i o nikim nie zapomni.
Zaczął rozdawać papierosy, częstując nie tylko Szwejka, ale wszystkich; oświadczył, że wszystkim aresztantom pozwala palić, i zapewniał ich, że wstawi się za nimi, aby kara ich była złagodzona i aby niedługo mogli powrócić do normalnego życia wojskowego.
— Nie chcę — mówił — abyście o mnie zapomnieli. Mam rozległe stosunki, więc przy mnie dobrze wam będzie. Wywieracie na mnie wrażenie ludzi przyzwoitych, których Bóg miłuje. Jeśli zgrzeszyliście, to pokutujecie teraz, a ja widzę, że chętnie i pokornie znosicie wszystko, co Bóg na was zesłał.
— Za co zostaliście ukarani? — zwrócił się do Szwejka.
— Bóg zesłał na mnie karę — pobożnie odpowiedział Szwejk — z powodu regimetsraportu i z przyczyny niezawinionego spóźnienia się na pociąg.
— Bóg jest niewypowiedzianie miłosierny i sprawiedliwy — uroczyście rzekł oberfeldkurat. — On wie kogo karać trzeba, albowiem w ten sposób ujawnia swoje przewidywa-