Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/407

Ta strona została uwierzytelniona.

Kapral przez chwilę zmagał się ze sobą, ale nagle, tracąc wszelką uniżoność, wybuchnął:
— Miły, bo miły!
— Podług tych drobnych, których mu zabrakło — mówił Szwejk — przypomina mi pan oberfeldukurat niejakiego pana Mliczko, murarza z Dejwic, który też nigdy nie miał drobnych i zadłużył się aż po dziurki w nosie, a potem dostał się za oszustwo do ula. Roztrwonił grube pieniądze, a drobnych nie miał.
— W siedemdziesiątym piątym pułku — odezwał się jeden z szeregowców eskorty — kapitan przechlał całą kasę pułkową. Było to przed wojną i musiał wystąpić z wojska, ale teraz znowuż jest kapitanem. A jeden feldfebel, który skradł skarbowi sukno na naszywki — było tego sukna ze dwadzieścia sztuk — jest dzisiaj sztabsfeldfeblem. Ale w Serbii został rozstrzelany jeden szeregowiec za to, że zjadł od razu konserwę, którą powinien był jeść przez trzy dni.
— To do rzeczy nie należy — oświadczył kapral — ale trzeba przyznać, że pożyczanie czterech koron od biednego kaprala na napiwek...
— Masz pan swoje dwie korony — rzekł Szwejk — nie chcę się zbogacić na pańskiej biedzie. A jeśli da mi i te drugie dwie korony, to je panu także zwrócę, żebyś pan się nie popłakał. Pan powinien cieszyć się z tego, że pański zwierzchnik wojskowy pożycza sobie od pana pieniądze na drobne wydatki. Pan jest wielki egoista. Chodzi tu o parę marnych koron, więc co by to było dopiero, gdyby pan miał poświęcić życie za swojego zwierzchnika, gdyby on leżał ranny na linii nieprzyjacielskiej, a pan miałby go ocalić i odnieść w bezpieczne miejsce na własnych rękach, gdy tymczasem nieprzyjaciel strzelałby za panem szrapnelami i inną amunicją.
— Pan by w portki narobił ze strachu, taki faja! — odciął się kapral.