Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/408

Ta strona została uwierzytelniona.

— W gefechcie niejeden narobi w portki — odezwał się znowuż jeden z szeregowców. — Niedawno temu opowiadał nam pewien ranny kolega w Budziejowicach, że jak szli naprzód, to się zerżnął trzy razy z rzędu. Najprzód, jak wyłazili z dekunków na przedpiersie za zasiekami z drutu kolczastego, potem, gdy Moskale zaczęli zdrowo strzelać, a po raz trzeci, gdy doszło do walki na bagnety i Moskale biegli, krzycząc „ura“! Potem zaczęli wiać nazad do rowów, za dekunki, i z całej tyraliery nie było ani jednego, żeby mu się taka rzecz nie przytrafiła. Jeden zabity, który leżał na dekunku nogami na dół, a któremu szrapnel ściął gładziutko pół głowy, też musiał mieć taki przykry przypadek, bo ze spodni spływało toto do dekunków razem z krwią. I niedaleko od tego miejsca leżało pół jego głowy oderwanej przez szrapnel. Człowiek nawet nie spostrzeże, jak i co, a już się stało.
— Czasem zrowuż — mówił Szwejk — zrobi się człowiekowi w gefechcie słabo z obrzydzenia. Opowiadał nam w Pradze na Pohorzelcu pewien chory rekonwalescent spod Przemyśla, że tam pod fortecą doszło do walki na bagnety i że przeciwko niemu rozpędził się Moskal z bagnetem, chłop jak góra, ale z nosa spływała mu spora kropla, jak to się czasem trafia. Jak ten człowiek spojrzał na ten zasmarkany nos, to mu się zrobiło tak słabo, że zaraz musiał lecieć na Hilfsplatz, gdzie uznali, że to jest człowiek chory na cholerę i wyprawili go do szpitala cholerycznego w Peszcie, gdzie rzeczywiście rozchorował się na cholerę.
— Co zacz był ten człowiek? Szeregowiec, czy kapral? — zapytał jednoroczny ochotnik.
— Kapral — odpowiedział Szwejk spokojnie.
— Taka rzecz mogłaby się przytrafić i jednorocznemu ochotnikowi — rzekł kapral z przygłupim uśmiechem i spojrzał na swego dręczyciela z takim triumfem, jakby chciał rzec: — A widzisz, masz! Co teraz powiesz?