Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/410

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale uroczyste powitania nie były już takie jak na początku wojny, kiedy to żołnierze w drodze na front chorowali z przejedzenia i kiedy na każdej stacji byli witani przez druchny w głupich białych sukienkach, o bardzo głupiutkim wyrazie twarzyczek i z nieodłącznymi bukietami w rękach. Te bukiety były wprost idiotyczne, ale jeszcze idiotyczniejsze były przemówienia różnych dam, których małżonkowie są obecnie wielkimi republikanami.
Powitania w Wiedniu dokonał komitet składający się, z trzech członkiń austriackiego Czerwonego Krzyża i z dwóch członkiń jakiegoś stowarzyszenia wojennego wiedeńskich pań i panien; asystował im z urzędu przedstawiciel magistratu wiedeńskiego i jakiś wojskowy.
Na wszystkich twarzach widać było znużenie. Pociągi wojskowe przejeżdżały dniem i nocą, wagony z rannymi przesuwały się co godzina, na stacjach tarasowały tory pociągi z jeńcami, a przy tym wszystkim musieli być z własnego uporu przedstawiciele najróżniejszych korporacyj i stowarzyszeń. Powtarzało się to dzień w dzień i pierwotny entuzjazm przemieniał się w ziewanie. Ludzie ci pełnili swoją dobrowolną służbę po kolei, ale nawet częste zmiany nie mogły spędzić z ust i oczu wyrazu zmęczenia i nudy. Tacy właśnie ludzie zmęczeni witali pociąg z pułkiem budziejowickim.
Z wagonów bydlęcych wyglądali żołnierze okiem tępym i zmęczonym, jak skazańcy wiezieni na szubienicę.
Do tych żołnierzy podchodziły panie i częstowały ich piernikami z cukrowymi napisami: Sieg und Rache“, Gott strafe England“, Der Oesterreicher hat ein Vaterland. Er liebt’s und hat auch Ursache für’s Vaterland zu kämpfen“.
Górale z gór Kacperskich obżerali się piernikami, ale i z ich twarzy nie znikał ani na chwilę wyraz tępoty i beznadziejności.