Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/412

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakbym ja był panu oberlejtnantowi zrobił kiedykolwiek coś takiego, za co się trzeba wstydzić.
Nadporucznik Lukasz westchnął.
— Wstydu żadnego jeszcze panu nigdy nie narobiłem — wywodził Szwejk dalej — a jeśli się czasem nawet coś niecoś przytrafiło, to było zrządzeniem bożym i nieszczęśliwą przygodą, jak mawiał stary Waniczek z Pelhrzymowa, kiedy odbywał trzydziestą szóstą karę więzienną. Nigdy nie zrobiłem nic takiego rozmyślnie, panie oberlejtnant, zawsze chciałem zrobić coś zgrabnego, dobrego i nie ja temu jestem winien, jeśli obaj nie mieliśmy z tego profitu, ale raczej smutek i żałość.
— No, nie lamentujcie tak bardzo, mój Szwejku — rzekł nadporucznik Lukasz głosem miękkim, gdy obaj zbliżali się do wagonu sztabowego. — Ja wydam rozporządzenie, żebyście znowuż byli przydzieleni do mnie.
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że nie lamentuję. Tylko mi się tak żal zrobiło, że obaj jesteśmy najnieszczęśliwsi ludzie na tej całej wojnie i pod słońcem i obaj cierpimy niewinnie. Ciężki to los, gdy sobie pomyślę, że od maleńkości miałem serce dobre i życzliwe dla każdego.
— Uspokójcie się, Szwejku.
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że gdyby to nie było naruszeniem subordynacji, to bym powiedział, że się w ogóle uspokoić nie mogę, ale ponieważ muszę słuchać rozkazów, więc melduję, że już jestem spokojny.
— No to właźcie do wagonu, Szwejku.
— Posłusznie melduję, że włażę, panie oberlejtnant.
Nad obozem wojskowym w Brucku panowała cisza nocna. W barakach dla szeregowców zimno było jak w psiarni i żołnierze drżeli z zimna, w barakach oficerskich było nieznośnie gorąco i trzeba było otwierać okna.
Około poszczególnych obiektów, strzeżonych przez wartow-