Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/415

Ta strona została uwierzytelniona.

— A jakby ci kazał — pytał Szwejk — żebyś ukradł kasę pułkową, ukradłbyś? Tutaj siedzisz i pyskujesz, ale trzęsiesz się przed nim ze strachu.
Mikulaszek zamyślił się nad pytaniem Szwejka i odpowiedział:
— Co do kasy pułkowej, to musiałbym się zastanowić.
— Nad niczym nie wolno ci medytować, ty sieroto niemądra! — krzyknął na niego Szwejk, ale głos jego urwał się nagle, bo w tej właśnie chwili otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł nadporucznik Lukasz. Od pierwszego wejrzenia widać było, że musiał zdrowo pić, bo czapkę miał na głowie daszkiem do tyłu.
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że wszystko jest w porządku — półgębkiem meldował Szwejk, stanąwszy na baczność według wszelkich prawideł przepisu i zapomniawszy jedynie wyjąć papierosa z ust.
Nadporucznik Lukasz nie zwrócił na to uwagi i podszedł prosto do Mikulaszka, który wytrzeszczonymi oczyma spoglądał na nadporucznika, śledząc każdy jego ruch. Raptowne wejście nadporucznika tak go przeraziło, że zapomniał zeskoczyć ze stołu i salutował siedzący.
— Nadporucznik Lukasz — rzekł oficer podchodząc do Mikulaszka krokiem nie bardzo pewnym — a wy coście za jeden?
Mikulaszek milczał. Lukasz przysunął sobie krzesło przed oniemiałego bursza, usiadł, i spoglądając wzwyż, zwrócił się do swego sługi:
— Szwejku, podajcie mi z walizki rewolwer służbowy.
Przez cały czas, gdy Szwejk szukał w walizie rewolweru, Mikulaszek milczał i okiem wystraszonym patrzył na nadporucznika. Jeśli uświadamiał sobie, że siedzi na stole, to musiała ogarniać go rozpacz, ponieważ stopy jego dotykały kolan siedzącego przed nim nadporucznika.