Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/419

Ta strona została uwierzytelniona.

ją odprowadził do garderoby i aby poszli do domu, bo na takie rzeczy patrzeć nie może. Wypowiadała to dość głośno po niemiecku, na co jej towarzysz odpowiadał jej po węgiersku.
— Tak jest, aniele, pójdziemy, masz rację. To naprawdę wstrętne.
Es ist ekelhaft — mówiła zagniewana dama, gdy jej towarzysz podawał płaszcz.
Była wzburzona, jej oczy płonęły gniewem wobec tego bezwstydu. Postawę miała piękną, oczy duże i czarne. Spojrzała na nadporucznika Lukasza i jeszcze raz z naciskiem powtórzyła:
Ekelhaft, wirklich ekelhaft!
To zadecydowało o króciutkiej przygodzie romantycznej.
Od garderobianej otrzymał informacje, że ci państwo nazywają się Kakonyi, że pan ma handel żelazem przy ulicy Szopronyi utcza nr 16.
— Pani Etelka mieszka z mężem na pierwszym piętrze — mówiła usłużna garderobiana z zapałem starej stręczycielki.
— Ona jest Niemką z Szopronia, on — Madziar. Tutaj wszystko jest pomieszane.
Nadporucznik Lukasz kazał sobie podać płaszcz i wyszedł także na miasto. W winiarni „Arcyksiążę Albrecht“ spotkał się z kilku kolegami z dziewięćdziesiątego pierwszego pułku.
Mówił niewiele, ale tym więcej pił, kombinując, co właściwie należałoby napisać do tej surowej, moralnej i pięknej pani, która stanowczo bardziej go pociągała niż wszystkie skaczące małpy na scenie, jak wyrażali się o nich koledzy.
W bardzo dobrym usposobieniu udał się do małej kawiarni „Pod krzyżem świętego Stefana“, kazał dać sobie osobny pokoik, wypędził z niego jakąś Rumunkę, która proponowała mu, że rozbierze się do naga i że będzie mógł robić z nią, co mu się będzie podobało, zażądał papieru, atramentu i pióra, i przy butelce koniaku zabrał się do pisania listu,