— W tutejszych hotelach się nie uda — pomyślał — trzeba ją będzie zaciągnąć do Wiednia. Każę się po prostu odkomenderować.
Podpisał się, dopił koniak, kazał sobie podać jeszcze butelkę i pijąc kieliszek za kieliszkiem, odczytywał swój list zdanie po zdaniu. Wzruszył się nim aż do łez.
Była godzina dziewiąta, gdy Szwejk zbudził nadporucznika Lukasza:
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że pan się spóźni na służbę, a ja muszę już iść z pańskim listem do tej Kiraly Hidy. Budziłem pana już o siódmej, potem o pół do ósmej, potem o ósmej, gdy już wszyscy szli na ćwiczenia, ale pan się obracał zawsze na drugi bok. Panie oberlejtnant... ja mówię, panie oberlejtnant...
Nadporucznik Lukasz mamrotał coś pod nosem i chciał się znowuż obrócić na drugi bok, ale mu się to nie udało, ponieważ Szwejk trząsł nim niemiłosiernie i wrzeszczał na cały głos:
— Panie oberlejtnant, ja idę z pańskim listem do Kiraly Hidy.
Nadporucznik ziewnął:
— Z listem? Aha, z moim listem. Ale to rzecz dyskretna, sekret między nami. Rozumiecie? Abtreten!
Nadporucznik owinął się znowuż kołdrą, z której wyłuskał