Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/423

Ta strona została uwierzytelniona.

— Razu pewnego złapałem takiego łobuza madziarskiego za kark i trzymam... Było to w Pausdorfie, dokąd poszliśmy, my saperzy, na wino. Więc go trzymam za kark i chcę mu dać pochwą od bagnetu po jego baranim łbie, a było ciemno, bo zaraz, jak tylko się zaczęło, puściliśmy flaszeczkę w wiszącą lampę, a ten zaczyna na mnie wrzeszczeć:
— Antek — powiada — co ty? Przecież to ja, Purkrabek, z szesnastego landwery!
— O mały figiel byłbym się grubo pomylił. Ale wynagrodziliśmy to innym łobuzom madziarskim nad jeziorem Nezyderskim, na które poszliśmy przed trzema tygodniami popatrzeć. W jakiejś wiosce załoguje tam honwedzki oddział karabinów maszynowych, a my weszliśmy przypadkowo do karczmy, gdzie te honwedy jak wściekłe tańcowały swego czardasza. Rozdzierało to pyski od jednego ucha do drugiego: Uram, uram, biro uram“ albo Lanjok, lanjok, lanjok a faluba“. Siadamy tedy naprzeciwko nich i kładziemy sobie pochewki od bagnetów na stole. My wam tu zaraz damy lanjok“, wy pieskie syny! — powiadamy sobie, a niejaki Mejstrzyk, który miał łapy jak niedźwiedź, mrugnął na nas, że pójdzie potańcować i zabierze któremu z tych drabów dziewczynę. A trzeba ci wiedzieć, że dziewczyny tam były paluszki lizać: łydziate takie, biedrzate, piersiste. A gdy się te łobuzy madziarskie do nich w tańcu przyciskały, to było widać, że piersi tych dziewczyn są twarde, pełne, solidne, i że się im te karesy taneczne podobają, jednym słowem, umiały ocenić przyjemności tłoku. Więc ten Mejstrzyk skoczył żwawiutko i najładniejszą dziewuszkę zabiera bez ceremonii jakiemuś honwedowi. Ten na niego z pyskiem, Mejstrzyk dał mu zaraz porządnie w łeb, aż się Madziar nogami nakrył, a my za pochewki. Owinęliśmy rzemienie dokoła rąk, żeby nam bagnety nie powypadały i rzuciliśmy się w wir tej zabawy, a ja objąłem komendę i wołam: — Winny, niewinny, wal, bracie, po kolei! Szło nam jak po maśle. Hon-