Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/424

Ta strona została uwierzytelniona.

wedy oknem w nogi, a my ich za nóżki i wciągamy nazad do sali. Kto nie był z naszych, dostał zdrowo. Przyplątał się tam niepotrzebnie ich starosta i żandarm, więc też oberwali. Karczmarz też dostał po łbie, bo zaczął po niemiecku urągać, że psujemy zabawę. A potem wyłapywaliśmy po wsi jeszcze i tych, co się chcieli ukryć przed nami. Jednego ich zugsführera znaleźliśmy w pewnym gospodarstwie na samym końcu wsi. Zaszył się głęboko w siano, ale na nic mu się to zdało, bo go zdradziła jego własna dziewczyna za to, że w karczmie tańczył z inną. Zapatrzyła się w naszego Mejstrzyka i zaprowadziła go potem w stronę Kiraly Hidy, gdzie pod lasem są suszarnie siana. Zawlekła go do jednej z takich suszarń i potem chciała od niego pięć koron, a on jej dał po gębie. Dogonił nas już koło samego obozu i narzekał sobie: myślał, że Madziarki są ogniste, a ta flądra nic, leżała jak pień i ciągle tylko szwargotała.
— Jednym słowem, Madziary, to hołota — zakończył swoje opowiadanie stary saper Wodiczka, na co mu Szwejk odpowiedział:
— Niektóry Madziar też nie winien, że Madziar.
— Jak to nie winien?! — irytował się Wodiczka. — Każdy winien, a ty nie gadaj głupstw! Życzyłbym ci, żebyś się dostał w takie opały, jak ja, kiedym tu był pierwszy dzień po przyjeździe na kursy. Jeszcze tego samego popołudnia spędzili nas jak stado baranów do kupy, a jakiś taki idiota zaczął rysować coś na tablicy i tłumaczyć nam, co to są blindaże, jak się robi podkopy i jak się jedno z drugim mierzy. I powiada, że kto jutro rano nie będzie miał w kajecie takich rysunków, jak on nam tłumaczył, to pójdzie do paki i dostanie słupka. Ciężka choroba, myślę sobie, zameldowałem się na te kursy, żeby się trochę zadekować, a tu mi każą robić maluneczki w kajecikach, jak sztubaczkowi jakiemu! Wściekłość mnie taka ogarnęła, że usiedzieć nie mogłem i mdło mi się robiło, jak spojrzałem na tego bałwana, co nam te rzeczy tłumaczył. Aż