Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/432

Ta strona została uwierzytelniona.

trzymała się na szyi już tylko małym koniuszkiem. Łamaną niemczyzną wykrzykiwał dalej, że zrazu myślał, że ten list dotyczy jakich kwater dla wojska w domu, który jest własnością jego żony.
— Tutaj zmieściłoby się istotnie jeszcze sporo wojska — rzekł Szwejk — ale w tym liście chodziło o co innego, jak pan się niezawodnie sam przekonał.
Pan domu złapał się za głowę i zaczął głośno wykrzykiwać, że też był lejtnantem rezerwy, że i teraz chętnie służyłby w wojsku, ale ma chorobę nerkową. Za jego czasów oficerowie nie byli tacy swawolni, żeby zakłócali spokój w domach porządnych obywateli. Groził, że list pośle do dowództwa pułku, do ministerstwa wojny, opublikuje go w gazetach.
— Proszę pana — rzekł z wielkim dostojeństwem Szwejk — ten list napisałem ja. Ich gesehrieben, kein Oberleutnant. Podpis tylko tak sobie sfałszowany. Unterschrift, Name falsch. Pańską żona bardzo mi się podoba. Ich liebe ihre Frau. Ja jestem w pańskiej żonie zakochany po same uszy, jak mawiał poeta Vrchlick’y. Kapitales Frau.
Wzburzony pan chciał się rzucić na Szwejka, który stał spokojnie i nie zdradzał strachu, ale stary saper Wodiczka, który bardzo uważnie śledził każdy ruch zagniewanego pana, wyrwał mu list z ręki, wsunął go do kieszeni, i zanim się pan Kakonyi zorientował, złapał go Wodiczka, zaniósł go ku drzwiom, otworzył je wolną ręką, a po chwili słychać było, jak coś ciężkiego stacza się po schodach.
Wszystko stało się tak szybko, jak dzieje się w bajce, gdy diabeł przychodzi sobie po duszę, która mu się zaprzedała.
W przedpokoju pozostała tylko serwetka zagniewanego pana. Szwejk podniósł ją, zapukał grzecznie do drzwi pokoju, z którego przed pięciu minutami wyszedł pan Kakonyi i z którego słychać było płacz kobiety.
— Oddaję pani serwetkę — rzekł Szwejk, zwracając się