Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/444

Ta strona została uwierzytelniona.

nie chciał, bo jak mówił, było to przeciwko jego zasadzie noszenie flinty na ramieniu. Wsadzili go do paki i potrzymali na chudym wikcie, a potem znowuż poprowadzili go do przysięgi. A on na to, że przysięgać nie będzie, bo przysięgi też nie uznaje. I wytrzymał wszystkie szykany.
— Widać jakiś głupi człowiek — rzekł stary saper Wodiczka. — Mógł przysięgać, ile wlezie, i nasrać na całą przysięgę.
— Ja już trzy razy przysięgałem — mówił jakiś piechur — i już trzeci raz siedzę w pace za dezercję. Gdybym nie miał świadectwa lekarskiego, że przed piętnastu laty zatłukłem moją ciotkę w napadzie choroby umysłowej, to już trzy razy byłbym na froncie rozstrzelany. Ale nieboszczka ciotka ratuje mnie jakoś za każdym razem i kto wie, może dostanę się ostatecznie zdrów i cały do domu.
— A za coś ty, kolego, zatłukł swoją ciocię? — zapytał Szwejk.
— A za cóż się ludzi zatłukuje? — odpowiedział miły towarzysz. — Każdy może się łatwo domyślić, że za pieniądze. Miała baba pięć książek oszczędności i akurat przesłali jej procenty, kiedym do niej przyszedł głodny i obdarty. Prócz niej nie miałem żywego ducha na całym bożym świecie. Przyszedłem do niej i proszę, żeby się nade mną zlitowała, a ta, ścierwo, posyła mnie do roboty, że, powiada, taki młody, krzepki i zdrowy człowiek. Powiedzieliśmy sobie parę słów, a ja trąciłem ją parę razy pogrzebaczem w głowę i fizjonomię tak jej jakoś przyrządziłem, że nie wiedziałem, czy to ciocia, czy nie ciocia. Siedziałem koło niej i ciągle medytowałem. — Czy to ciocia, czy nie ciocia? — Nazajutrz znaleźli mnie koło cioci sąsiedzi. Potem siedziałem u wariatów na Slupach, a gdy przed wojną badała nas w Bohnicach komisja. zostałem uznany za wyleczonego i zaraz musiałem pójść do wojska i dosługiwać swoje zaległości.