Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/447

Ta strona została uwierzytelniona.

róża jerychońska. Ja takich błazeństw nie zmyślam. Jak się idzie na badanie, to trzeba sobie o czymś pogawędzić, a ja cię chciałem trochę pocieszyć, mój Wodiczko...
— Ładnie pocieszasz — rzekł Wodiczka i splunął wzgardliwie. — Człowiek się kłopocze dniem i nocą, w jaki sposób wydostać się z tej bryndzy, żeby jak najprędzej można było wyrwać się na wolność i rozliczyć się z tymi łobuzami madziarskimi, a ten chce pocieszać człowieka jakimś krowim gównem. Jakże się wezmę za tych łobuzów madziarskich, kiedy siedzę pod kluczem i do tego wszystkiego jeszcze muszę udawać i zapewniać pana audytora, że się na Madziarów nie gniewam i źle im nie życzę? Pieskie życie, proszę państwa. Ale jak mi taki drab wpadnie w ręce, to go uduszę jak szczenię i pokażę im wszystkim isten almeg a magyar“! Rozrachuję się z nimi tak akuratnie, że o mnie jeszcze będą ludzie gadali.
— Niech się nikt o nic nie martwi — rzekł Szwejk. — Wszystko się ułoży jak najlepiej, tylko pamiętać trzeba o tym, że na sądzie nigdy nie należy mówić prawdy. Kto się da nabrać i przyzna się, to stracony. Z takiego głupca nigdy nic nie będzie. Jakem razu pewnego pracował w Morawskiej Ostrawie, to zdarzyła się tam taka rzecz: jakiś górnik sprał inżyniera w cztery oczy, tak że nikt tego nie widział. Adwokat, który tego górnika bronił, doradzał mu bezustannie, żeby się wszystkiego wypierał, to mu się nic stać nie może, a znowuż prezes sądu w kółko swoje o tym, że przyznanie się jest okolicznością łagodzącą. Ale górnik nic tylko jedno, że się przyznać nie może, więc został uniewinniony, ponieważ wykazał swoje alibi. Tego samego dnia był w Brnie.
— Jezus Maria! — rozsierdził się Wodiczka. — Ja tego nie wytrzymam. Nie rozumiem, po co on nam o tym wszystkim gada. Wczoraj było to samo na badaniu. Był tam jakiś człowieczek, a gdy się go audytor zapytał, czym jest w cywilu, odpowiedział: — Dymam u Krzyża. — Przez pół godziny trzeba