Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/454

Ta strona została uwierzytelniona.

liśmy się z nim krótko. Powaliliśmy go na ziemię, a niejaki Beloun udusił go pasem. Ale miał ten Cygan życie mocne jak kot.
Stary saper Wodiczka splunął.
— W żaden sposób nie można było go udusić. Zrobił pod siebie, oczy wylazły mu na wierzch, ale ciągle jeszcze był żywy, jak niedorżnięty kogut. Więc trzeba było przerwać go jak koguta. Dwaj trzymali go za nogi, dwaj złapali go za głowę i skręcili mu kark. Potem włożyliśmy mu na plecy jego tobołek razem z papierosami i wrzuciliśmy go w Drinę. Kto by tam palił takie papierosy! Rano szukali go, dopytywali się o niego.
— Trzeba było meldować, że zdezerterował — roztropnie doradził Szwejk — że już od dawna się do tego przygotowywał, bo co dzień powtarzał, że zwieje.
— E, kto by tam był zwracał uwagę na takie drobnostki — odpowiedział Wodiczka. — Zrobiliśmy swoje, a o resztę się nie kłopotaliśmy. Tam w Serbii takie sprawy były bardzo łatwe, bo co dzień ktoś znikał, a trupów nawet już z Driny nie wyławiali. Spuchnięte zwłoki Serba płynęły obok zwłok naszych żołnierzy na falach Driny do Dunaju, a było tego tyle, że niektórzy niedoświadczeni dostawali na ten widok gorączki.
— Trzeba im było dać chininy — rzekł Szwejk.
Weszli właśnie do baraku, w którym mieściły się kancelarie sądu dywizyjnego, i patrol zaprowadził ich natychmiast do kancelarii numer ósmy, gdzie za długim stołem, zawalonym mnóstwem papierów, siedział audytor Ruller.
Pod ręką miał jakiś tom kodeksu karnego, a na nim stała nie dopita szklanka herbaty. Po prawej stronie stołu stał krucyfiks z imitowanej kości słoniowej z zakurzonym Chrystusem, który rozpaczliwie spoglądał na postument swego krzyża zanieczyszczonego popiołem i niedopałkami papierosów.
Audytor Ruller strzepywał właśnie popiół z papierosa na po-