Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/456

Ta strona została uwierzytelniona.

skończone, krzyż Pański. Ale takie fatygowanie sądu nie wyjdzie wam na dobre.
Patrzcie, łajdaki, ile trzeba było napisać — rzekł, wyjmując spośród kupy papierów duży fascykuł z napisem:

Schwejk & Woditschka

— Nie wyobrażajcie sobie, że będziecie tu piecuchowali w areszcie sądu dywizyjnego i wymigacie się na długi czas od frontu. Dla jakiejś głupiej bijatyki nie uwolnicie się od służby na froncie. Przez was, wy cymbały musiałem telefonować aż do armeegerichtu.
Audytor westchnął.
— Nie rób takiej poważnej miny, Szwejku — mówił dalej — bo na froncie to ci się odechce bić się z jakimiś honwedami. Dochodzenie przeciwko wam zostaje umorzone, każdy z was udaje się do swego oddziału, ukarani będziecie przy raporcie, a potem pójdziecie z marszkompanią na front. Jeśli jeszcze raz wpadniecie mi w ręce, wy łotry, to zobaczycie, jak z wami zagadam. Macie tu każdy swój dokument zwalniający i zachowujcie się przyzwoicie. Odprowadzić ich pod numer drugi.
— Posłusznie melduję, panie audytor — rzekł Szwejk — że słowa pańskie bierzemy obaj do serca i że bardzo panu dziękujemy za pańską dobroć. Gdyby to było w cywilu, to pozwoliłbym sobie powiedzieć, że pan jest złoty człowiek. Zarazem obaj winniśmy prosić pana o przebaczenie, że pan musiał trudzić się dla nas tak bardzo. Nie zasługujemy na to wcale.
— No to idźcie już do wszystkich diabłów! — wrzasnął audytor na Szwejka. — Gdyby nie pan pułkownik Schröder, który wstawił się za wami, to nie wiem, jakby się ta sprawa dla was zakończyła.
Wodiczka odzyskał swój dawny humor dopiero na korytarzu, gdy patrol prowadził obu do kancelarii pod numer drugi.