Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/46

Ta strona została uwierzytelniona.

— I tego też dalej nie umiem — westchnął Szwejk. — Umiem jeszcze pierwszą strofę Kde domov muj“ i Jenerał Windischgrätz, i wojenne pany od samego wschodu słońca wojowały“ i jeszcze parę takich ludowych piosenek, jak np. „Panie Boże, chroń cesarza“, „Jakeśmy szli do Jaromierza“ i „Bądź tysiąckroć pozdrowiona...“
Obaj panowie doktorzy spojrzeli po sobie i jeden z nich zadał Szwejkowi pytanie: — Czy wasz stan umysłowy był już kiedy badany?
— W wojsku — odpowiedział Szwejk solennie i dumnie — byłem przez panów wojskowych lekarzy urzędowo uznany jako notoryczny idiota.
— Mnie się zdaje, że jesteście symulant! — krzyknął drugi lekarz na Szwejka.
— Ja, proszę panów — bronił się Szwejk — nie jestem żaden symulant, ja jestem naprawdę idiota, możecie się panowie spytać w Czeskich Budziejowicach albo w komendzie uzupełnień w Karlinie.
Starszy lekarz zrobił ręką beznadziejny gest, a wskazując Szwejka, rzekł do pielęgniarzy: — Temu człowiekowi oddacie ubranie i przeniesiecie go na trzeci oddział do pierwszego korytarza, potem jeden z was wróci i zaniesiecie wszystkie jego papiery do kancelarii. I powiecie tam, niech się śpieszą i prędko sprawę załatwiają, żebyśmy go tu zbyt długo nie mieli na karku.
Lekarze rzucili jeszcze jedno miażdżące spojrzenie na Szwejka, który z szacunkiem cofał się ku drzwiom i grzecznie się kłaniał. Na pytanie jednego z pielęgniarzy, dlaczego robi takie głupstwa, odpowiedział: — Ponieważ jestem nieubrany, czyli nagi, więc nie chcę na tych panów nic takiego wypinać, żeby nie powiedzieli, że jestem niegrzeczny albo cham.
Od chwili, gdy dozorcy otrzymali rozkaz zwrócenia Szwejkowi ubrania, nie okazywali mu już żadnej pieczołowitości i troski. Nakazali mu, aby się ubrał, a jeden z nich odprowa-