Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/460

Ta strona została uwierzytelniona.

W kancelarii zostało wszystko załatwione bardzo szybko. Jakiś feldfebel z gębą jeszcze tłustą po obiedzie podał Szwejkowi i Wodiczce papiery z miną bardzo poważną i korzystając ze sposobności, wygłosił do nich przemówienie, odwołując się do ich ducha żołnierskiego, a ponieważ był Waserpolakiem, więc przemówienie przeplatał różnymi zwrotami swego narzecza, jak np. małpy zielone, głupie rolmopsy, fujary nadziewane, świńskie ryje itp.
Kiedy przyjaciele rozstawali się z sobą, ponieważ każdego odstawiano do jego oddziału, rzekł Szwejk:
— Jak się wojna skończy, to przyjdź do mnie w odwiedziny. Co wieczór od szóstej zastaniesz mnie „Pod kielichem“ na Boisku.
— Ma się wiedzieć, że przyjdę — odpowiedział Wodiczka. — Ruch w interesie jest?
— Awantury trafiają się tam bardzo często, a gdyby wypadło czekać przydługo, to sobie jakoś poradzimy.
Rozeszli się, a gdy dzieliło ich już kilkadziesiąt kroków, stary saper Wodiczka odwrócił się i wołał:
— No to pamiętaj i postaraj się, żeby było wesoło, jak przyjdę do ciebie!
Na co Szwejk odpowiedział:
— Ale pamiętaj, żebyś przyszedł, jak tylko skończy się ta wojna!
Oddalali się od siebie coraz bardziej i dopiero po chwili zza któregoś baraku odezwał się głos Wodiczki:
— Szwejku, Szwejku! Czy dobre mają piwo „Pod kielichem“?
Niby echo odpowiedział z daleka głos Szwejka:
— Wielkopopowickie.
— Myślałem, że śmichowskie! — wołał z dala saper Wodiczka.
— Przyjdź lepiej o pół do siódmej, bo mogę się czasem spóźnić! — doradzał Szwejk.