Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/484

Ta strona została uwierzytelniona.

dze, przejechaliśmy całą Madziarię i ciągle nikt nie wiedział, czy pojedziemy do Serbii, czy na front rosyjski. Z każdej stacji porozumiewaliśmy się bezpośrednio ze sztabem dywizji. Byliśmy tylko taką sobie łatą do łatania dziur. Wsadzili nas wreszcie pod Duklę, tam dostaliśmy w skórę, aż się kurzyło, i musieliśmy się na nowo formować. Aby tylko żadnych gwałtów! Wszystko wyjaśni się z czasem i nie trzeba się śpieszyć. Jawohl, nochamol.
— Wino mają tu dzisiaj nadzwyczajnie dobre — mówił Waniek dalej, nie zwracając już uwagi na to, co mamrocze feldfebel, który wywodził:
Glauben sie mir, ich habe bisher wenig von meinem Leben gehabt. Ich wundere mich über diese Frage.
— Jeszczeby też, żebym się miał przejmować odjazdem marszbatalionu. Przy pierwszej marszkompanii, której towarzyszyłem, wszystko było w porządeczku w dwie godziny. Przy innych marszkopaniach naszego ówczesnego batalionu przygotowywali się do drogi przez całe dwa dni. Ale u nas był dowódcą kompanii lejtnant Przenosil, chłop łebski. Nie śpieszcie się tak bardzo — rzekł do nas i wszystko poszło jak po maśle. Na dwie godziny przed odejściem pociągu zaczęliśmy dopiero pakowanie. Zrobisz pan bardzo dobrze, gdy się przysiądziesz...
— Nie mogę — odpowiedział ze straszliwym samozaparciem dobry wojak Szwejk. — Muszę wracać do kancelarii. Gdyby tam kto telefonował...
— No to idź, złoty człowiecze, ale zapamiętaj sobie przez całe życie, że to nieładnie z twojej strony i że porządny ordynans nigdy nie powinien być tam, gdzie jest potrzebny. Nie bądź pan w służbie zbyt gorliwym, bo nie ma nic obrzydliwszego na tym świecie nad wystraszonego ordynansa, który chciałby całą wojnę zeżreć sam i nikomu nic z niej nie dać. Tak, duszo najmilejsza.