Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/490

Ta strona została uwierzytelniona.

— No nareszcie! Więcej nic, ale powinieneś się nazywać nie Szwejk, ale krowa.
— Co słychać u was?
— Nic, wszystko po staremu.
— I kontent jesteś, co? Podobno ktoś tam u was dostał dzisiaj słupka.
— To tylko pucybut pana oberlejtnanta, bo mu zeżarł obiad. Czy nie wiesz, kiedy pojedziemy?
— Co za głupie pytanie! Przecież o tym nie wie nawet nasz dziadyga. Dobranoc! Pcheł u was dużo?
Szwejk położył słuchawkę i zaczął budzić feldfebla rachuby Wańka, który bronił się jak wściekły, a gdy Szwejk zaczął nim potrząsać, dostał pięścią w nos. Potem Waniek położył się na brzuchu i wierzgał nogami dokoła siebie.
Ale pomimo wszystko udało się Szwejkowi przebudzić go. Waniek otworzył oczy, rzucił się na wznak i wystraszony zapytał, co się stało takiego?
— Takiego nie stało się nic — odpowiedział Szwejk — tylko chciałem się pana poradzić w pewnej kwestii. Właśnie dostaliśmy telefonogram, że jutro rano o dziewiątej nasz nadporucznik Lukasz ma przyjść do pana obersta znowuż na konferencję. Teraz nie wiem, co mam zrobić? Czy iść do niego zaraz i powiedzieć mu o tym, czy też poczekać aż do rana? Długo się namyślałem, czy mam pana obudzić, gdy pan tak smacznie chrapał, ale potem pomyślałem, że było nie było, a poradzić się można...
— Na miłość boską, człowieku, daj mi spać! — jęknął Waniek, ziewając jak lew. — Rano będzie aż nadto czasu i nie trzeba mnie budzić.
Odwrócił się na bok i natychmiast zasnął.
Szwejk usiadł znowuż przy telefonie i zaczął podrzemywać. Obudził go dzwonek.
— Halo, jedenasta marszkompania.
— Tak jest, jedenasta marszkompania. Kto tam?