Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/499

Ta strona została uwierzytelniona.

telefonować... Proszę?... Że w kantynie byłem? Kto to mówił? Ten okultysta kucharz z kuchni oficerskiej? Pozwoliłem sobie zajść tam na chwilę. Wie pan, jak ten okultysta nazwał tę panikę z powodu owych konserw? „Grozą nienarodzonego“. Bynajmniej, panie oberlejtnant. Jestem zupełnie trzeźwy. Szwejk? Jest w kancelarii. Czy każe go pan zawołać?
— Szwejku, do telefonu — rzekł feldfebel rachuby i ciszej dodał: — Gdyby się pytał, w jakim stanie wróciłem, to powiedz pan, że w porządku.
Szwejk stanął przy telefonie i meldował:
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, Szwejk.
— Słuchajcie no Szwejku, jak to jest z tymi konserwami? Czy to w porządku?
— Nie ma konserw, panie oberlejtnant. Ani śladu konserw.
— Życzyłbym sobie, Szwejku, żebyście się co dzień rano meldowali u mnie, dopóki jesteśmy w obozie. Po wyjeździe będziecie stale przy mnie. Co robiliście w nocy?
— Siedziałem przez całą noc przy telefonie.
— Co nowego?
— To i owo, panie oberlejtnant.
— Tylko nie zaczynajcie się bałwanić, mój Szwejku. Czy przyszedł skąd jaki meldunek?
— Przyszedł meldunek, ale dopiero na godzinę dziewiątą.
— Dlaczego nie meldowaliście natychmiast?
— Byłem daleki tego, abym miał był niepokoić pana oberlejtnanta.
— Więc mówcie, do stu diabłów, co jest nowego i co ma być na dziewiątą?
— Telefonogram, panie oberlejtnant.
— Nie rozumiem. Co to ma być?
— Ja to sobie zapisałem, panie oberlejtnant: Przyjmijcie telefonogram. Kto jest przy telefonie? Masz już? Czytaj, czy tak jakoś.