Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/508

Ta strona została uwierzytelniona.

największy idiota kompanii, ponieważ w szkole jednorocznych ochotników usiłował wyróżniać się swoimi wiadomościami. Skinął na Wańka, żeby z nim wyszedł na korytarz, i tam prowadził z nim długą rozmowę.
Po powrocie do kancelarii Waniek uśmiechał się pogardliwie.
— Co za małpa! — rzekł do Szwejka. — Ładne okazy zebrały się w naszej kompanii. Był także na konferencji i pod koniec rozkazał pan oberst, żeby wszyscy plutonowi zrobili gwerwizytę i żeby byli surowi. I teraz przychodzi mi się pytać, czy ma dać Żlabkowi słupka za to, że ten wyczyścił karabin naftą.
Waniek się rozzłościł.
— O takie idiotyczne rzeczy się mnie pyta, gdy sam wie, że ruszamy na front. Pan oberlejtnant dobrze się namedytował wczoraj z tym słupkiem, na który skazał swego pucybuta. Więc rzekłem temu smykowi, żeby się trochę zastanowił, czy to dobrze robić z szeregowców zwierzęta.
— Kiedy już mowa o tym pucybucie — rzekł Szwejk — to może już pan zbębnił jakiego odpowiedniego dla pana oberlejtnanta.
— Pijcie tran — odpowiedział Waniek. — Na wszystko jest dość czasu. Zresztą ja sądzę, że pan oberlejtnant przyzwyczai się do Balouna. Od czasu do czasu coś mu tam zeżre — wielkie mi rzeczy! Na froncie rzecz się wyrówna, bo tam często będzie tak, że ani jeden, ani drugi nie będą mieli co żreć. Jak powiem, że Baloun ma zostać u pana oberlejtnanta, to zostanie. Moja w tym głowa, a pan oberlejtnant nie ma się wtrącać do nieswoich rzeczy. I nie trzeba się śpieszyć.
Waniek wyciągnął się na pryczy i rzekł:
— Opowiedz mi pan, panie Szwejk, jaką anegdotę z życia wojskowego.
— Opowiedzieć zawsze można — odparł Szwejk — ale obawiam się, że znowu ktoś tam będzie dzwonił.