Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/527

Ta strona została uwierzytelniona.


I
Przez Węgry.


Nareszcie wszyscy doczekali się chwili, w której powpychano ich do wagonów w stosunku 42 szeregowców do ośmiu koni. Koniom podróżowało się, oczywiście, wygodniej niż szeregowcom, bo mogły spać stojąc, ale to nic nie szkodziło. Pociąg wojskowy wiózł do Galicji nową gromadę ludzi na rzeź.
Na ogół wszakże wszystkie te biedne stworzenia doznały ulgi. Gdy pociąg ruszył, miało się poczucie czegoś określonego, podczas gdy przedtem była tylko męcząca niepewność, panika, bo nikt nie wiedział, czy się pojedzie dzisiaj, jutro czy pojutrze. Niejeden czuł się jak skazaniec, wyczekujący ze strachem ukazania się kata; żeby już nareszcie mieć spokój, żeby już był koniec.
Toteż jeden z żołnierzy wrzeszczał jak pomylony: — Jedziemy! Jedziemy!
Sierżant rachuby Waniek miał zupełną rację, gdy mawiał do Szwejka, że nie ma się co śpieszyć.
Zanim nadeszła chwila wsiadania do wagonów, upłynęło kilka dni, a przy tym stale gadało się o konserwach, chociaż doświadczony Waniek zapewniał, że to tylko fantazja. Co znowu za konserwy? Msza polowa, to i owszem, bo i przy poprzedniej marszkompanii było to samo. Jeśli są konserwy, to