Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/552

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niedługo będziemy w Rabie — odezwał się, wyglądając oknem. — Meine Herren! Szeregowi dostaną dzisiaj po 15 dekagramów salami. Pół godziny odpoczynku.
Zajrzał do marszruty:
— Wyjeżdżamy o 4 minut 12. O 3 minut 58 wszyscy winni siedzieć w wagonach. Wysiadamy kompaniami. Jedenasta itd. Zugsweise. Direction Verpflegungsmagazin nr 6. Kontrola przy wydawaniu kadet Biegler.
Wszyscy spojrzeli na kadeta Bieglera, jakby chcieli rzec:
— Użyjesz sobie, gołowąsie!
Ale uczynny kadet wyjął z kuferka arkusz papieru, linijkę, poliniował arkusz, powypisywał na nim marszkompanie i rozpytywał dowódców poszczególnych kompanii o stan liczebny, ale nikt nie umiał odpowiedzieć mu na pamięć, więc podawali tylko przybliżone liczby według uwag w notatnikach.
Tymczasem kapitan Sagner z rozpaczy zaczął czytać nieszczęsną książkę: „Grzechy ojców“, a gdy pociąg się zatrzymał na stacji w Rabie, zamknął książkę i rzekł:
— Ten Ludwig Ganghofer pisze nieźle.
Nadporucznik Lukasz pierwszy wyskoczył z wagonu sztabu i pobiegł ku wagonowi, w którym znajdował się Szwejk.
Szwejk i inni już dawno przestali grać w karty, a służący nadporucznika Lukasza, Baloun, był już taki głodny, że zaczynał się buntować przeciwko zwierzchności wojskowej i głośno wywodził, że dobrze wie o tym, jak to panowie oficerowie obżerają się dobrymi rzeczami. Mówił, że teraz jest gorzej, niż było za czasów pańszczyzny. Dawniej było w wojsku inaczej. Przecież jeszcze w roku sześćdziesiątym szóstym, jak mawiał jego dziadek siedzący na dożywociu, oficerowie dzielili się z żołnierzami kurami i chlebem. Narzekaniom Balouna nie było końca, więc Szwejk uznał wreszcie, że koniecznie trzeba pochwalić dzisiejszą wojskowość i sposób prowadzenia wojny.