Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/554

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie oberlejtnant, w batalionie są jakieś książki dla panów oficerów. Przyniosłem je z kancelarii regimentu.
Więc gdy oddalił się ze Szwejkiem za drugie szyny, stanął z nim za wygasłą lokomotywą, która już od tygodnia czekała na pociąg z amunicją, i zapytał go wprost:
— Mój Szwejku, jakże to było wtedy z tymi książkami?
— Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że to bardzo długa historia, a pan raczy się denerwować, gdy opowiadam o wszystkim szczegółowo. Tak samo jak wtedy, kiedy to chciał mnie pan sprać i podarł pan list dotyczący pożyczki wojennej, a ja mówiłem panu, że kiedyś czytałem w jakiejś książce, że jak dawniej była wojna, to ludzie musieli płacić od okien podatek, dwudziestkę od każdego okna, od gęsi tak samo...
— W taki sposób nie dogadamy się z sobą, mój Szwejku — rzekł nadporucznik Lukasz, przystępując do indagacji i postanawiając nie mówić o tym, że sprawa jest ściśle tajna, żeby ten łobuz nie zrobił z wojskowego sekretu niewłaściwego użytku. — Znacie Ganghofera?
— Co to za jeden? — zapytał Szwejk z wielkim zainteresowaniem.
— Pisarz niemiecki, wy cymbale — odpowiedział nadporucznik Lukasz.
— Jak Boga kocham, panie oberlejtnant — rzekł Szwejk z wyrazem męczennika — żadnych pisarzy niemieckich osobiście nie znam. Znałem osobiście tylko jednego czeskiego pisarza, niejakiego Hajka Ładysława z Domażlic. Był redaktorem „Świata zwierząt“, a ja sprzedałem mu ładnego kundelka jako rasowego szpica. Bardzo miły był ten pan i wesoły. Chodził do jednej knajpy i czytywał tam swoje powiastki, takie zawsze smutne, że się wszyscy zaśmiewali, a on potem płakał i za wszystkich w knajpie płacił, my zaś musieliśmy śpiewać:

Domażlicka brama ładnie malowana,
A ten, co ją malował, chodził za pannami...
Ale już go nie ma, nie ma między nami...