Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/567

Ta strona została uwierzytelniona.

już ma kawał żelaza w brzuchu, przynajmniej wszystkim będzie wiadomo, gdzie zostanie pochowany. Jest to tuż koło stacji, więc nie trzeba będzie szukać jego grobu gdzieś po dalekich pobojowiskach.
— Nadział się akuratnie — rzekł jeszcze Szwejk tonem znawcy, obchodząc zwłoki kaprala ze wszystkich stron. — Kiszki ma w spodniach.
Nem szabat, nem szabat! — krzyczał młodziutki węgierski żołnierzyk. — Komision militär banhof, nem szabat!
Za Szwejkiem odezwał się surowy głos:
— Co wy tu robicie?
Szwejk zasalutował. Przed nim stał kadet Biegler. Szwejk stanął na baczność.
— Posłusznie melduję, że przyglądam się nieboszczykowi, panie kadecie.
— A co za agitację tu prowadzicie? Co wy tu macie do czynienia?
— Posłusznie melduję, panie kadecie — z dostojnym spokojem odpowiadał Szwejk — że żadnej agitacji tu nie prowadziłem.
Kilku żołnierzy stojących za kadetem roześmiało się, a na czoło wystąpił sierżant rachuby Waniek.
— Panie kadet — rzekł sierżant — pan oberlejtnant wysłał tutaj ordynansa Szwejka, żeby zobaczył, co się tu stało. Byłem teraz koło wagonu sztabowego i ordynans batalionu, Matuszicz, szuka pana z rozkazu dowództwa batalionu. Ma pan natychmiast iść do kapitana Sagnera.
Wszyscy rozchodzili się do swoich wagonów, gdy rozległ się sygnał wzywający do wsiadania. Waniek, idąc ze Szwejkiem, rzekł do niego:
— Gdy się czasem zbierze gdzieś trochę ludzi, to schowajcie swoje rozumy dla siebie. Moglibyście się czasem narazić na grube nieprzyjemności. Ten kapral był od deutschmeistrów,