Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/584

Ta strona została uwierzytelniona.

gołą ręką odbija cios pałasza francuskiego dragona, który chciał ciąć jego, Bieglera, obrońcę oblężonego miasta Linzu.
Nadporucznik Lukasz umiera u jego stóp z okrzykiem:
Ein Mann, wie sie, Herr Oberst, ist nötiger, ais ein nichtsnutziger Oberleutnant!
Obrońca Linzu ze wzruszeniem odwraca się od umierającego, gdy wtem nadlatuje kartacz i wali Bieglera w zadek.
Biegler odruchowo sięga ręką tam, gdzie go uderzył kartacz i czuje wilgoć. Coś lepkiego rozmazuje mu się po ręku. Więc krzyczy:
Sanität! Sanität! — i wali się z konia...
Kadeta Bieglera Batzer z Matusziczem podnieśli z podłogi, na którą zwalił się z ławy, i ułożyli go na niej znowuż.
Następnie Matusicz poszedł do kapitana Sagnera, aby mu zameldować, że z kadetem Bieglerem coś jest bardzo nie w porządku.
— To chyba nie od koniaku — rzekł. — Najprędzej dostał kadet cholery. Wszędzie po stacjach pił wodę. W Moszonie widziałem, że się...
— Cholera nie przychodzi tak szybko. W sąsiednim przedziale jest pan doktór, idźcie do niego i powiedzcie mu, żeby obejrzał chorego.
Do batalionu został przydzielony „wojenny doktór“, stary medyk i bursz, Welfer. Umiał pić i bić się, a medycynę znał jak wytarty trojak. Przestudiował swój fach na różnych uniwersytetach austriackich, odbywał praktykę w najróżniejszych szpitalach, ale doktoratu nie robił po prostu dlatego, że w testamencie jego stryja była klauzula nakładająca na jego spadkobierców obowiązek wypłacania Fryderykowi Welferowi rocznego stypendium tak długo, dopóki ów Fryderyk Welfer nie otrzyma dyplomu lekarskiego.
To stypendium było przynajmniej cztery razy wyższe od wynagrodzenia, jakie asystenci otrzymują w szpitalach, więc medicinae universae candidatus, Fryderyk