Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/587

Ta strona została skorygowana.

ciastek z kremem, jak mi się przyznał, i wszędzie po stacjach pił tylko gotowaną wodę. Przypomina mi się pewien wiersz Schillera...
— Słuchaj pan, panie doktorze — przerwał mu kapitan Sagner — tu nie chodzi o Schillera. Jak się ma kadet Biegler.
„Wojenny doktór“ Welfer roześmiał się.
— Aspirant na oficera, pański kadet Biegter, się zerżnął... To nie cholera i nie czerwonka, ale prosty i powszedni kaktus. Pański aspirant oficerstwa wypił trochę więcej koniaku i zrobił w majtki... Zresztą byłby to niezawodnie zrobił i bez koniaku. Obżarł się tak dalece ciastkami z kremem, które posłano mu z domu, że i tego byłoby dosyć... Taki dzieciak... W kasynie, jak mi wiadomo, pijał zawsze tylko ćwiartkę... Abstynent.
Doktór Welfer splunął.
— Kupował sobie cukierki i ptysie.
— A więc nic osobliwego? — zapytał kapitan Sagner. — Taka rzecz jednak... Gdyby to było zaraźliwe...
Nadporucznik Lukasz powstał i rzekł:
— Dziękuję za takiego plutonowego...
— Trochę go poratowałem — rzekł Welfer, nie przestając się uśmiechać — pan kapitan wyda odpowiednie zarządzenie... To jest, ja przekażę Bieglera do szpitala... Dam mu świadectwo, że to dyzenteria. Ciężki wypadek dyzenterii. Izolacja... Kadet Biegler dostanie się do baraku dezynfekcyjnego.
— Jest to bezwarunkowo lepsze — mówił dalej Welfer ciągle z tym wstrętnym swoim uśmiechem — niż gdyby trzeba było powiedzieć prawdę o kadecie za...nym. Dyzenteria, to sprawa bardziej honorowa, niż taka pospolita przygoda.
Kapitan Sagner zwrócił się do nadporucznika Lukasza i rzekł tonem urzędowym:
— Panie nadporuczniku, kadet Biegler z pańskiej kompanii, zachorował na dyzenterię i pozostanie na kuracji w Budapeszcie...